Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Horror/Disturbing. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Horror/Disturbing. Pokaż wszystkie posty

sobota, 30 czerwca 2012

Słodkich snów (Mientras duermes)

Jeden z najwyżej ocenionych i najpopularniejszych hiszpańskich filmów 2011 roku, nowe dzieło Jaume Balagueró, który przywróciwszy świetność europejskiemu kinu grozy przebojową serią "[REC]", z podobnym sukcesem odnawia kanon thrillera psychologicznego.   

Cesar (popisowa rola  Luisa Tosara) wzorowo wypełnia obowiązki dozorcy w luksusowej kamienicy w samym sercu Barcelony. Gdy jednak w jednym z najelegantszych mieszkań zamieszka piękna Clara (Marta Etura), w skrytym Cesarze obudzi się demon. Zrobi wszystko, by zbliżyć się do fascynującej go kobiety.



niedziela, 29 kwietnia 2012

The Cabin in the Woods Explained

 Pastisz, reinterpretacja, groteska to środki, jakimi muszą się bronić twórcy filmowi, by utrzymać zainteresowanie widza. Twórcze podejście do, jak wydawałoby się, oklepanej konwencji zastosował niedawno Wes Craven, czego skutkiem był udany powrót z "Krzykiem 4". Kiedy przed kilkoma tygodniami pojawiały się zapowiedzi "Domu w głębi lasu" ("The Cabin in the Woods"), nikt nie dawał mu wielkich szans. 

Stereotypowy tytuł, banalna fabuła i postacie, czyli kolejny horror kończący się śmiercią grupy przyjaciół, którzy na własne życzenie obrali sobie odcięty od świata domek w samym sercu puszczy, gdzie nawet GPS-y stają się bezradne. Po premierze okazało się, że film nie tylko zbiera entuzjastyczne recenzje, ale przez wielu uznawany jest za rewolucję w gatunku horroru.

Ci, którzy woleliby najpierw obejrzeć film, bez sugerowania się narzuconymi interpretacjami, powinni w tym miejscu przerwać czytanie, natomiast ci, którzy po seansie zadają sobie pytanie, o co tak naprawdę chodziło, niech kontynuują lekturę.

"Dom w głębi lasu" przypomina filmy z pogranicza symulowanej rzeczywistości, nadrealizmu i mitu, a także te dzieła, których autorzy pochylali się nad pytaniem o granice naszej prywatności i wolności w inwigilowanym społeczeństwie, takie jak: "Cube", "Videodrome" czy "My Little Eye". Tytułowy domek to tak naprawdę labirynt zamieszkiwany przez istniejących od zarania ludzkości bogów, którzy żądni są krwawych ofiar ludzkich. Grupa młodych przyjaciół zostaje niejako zwabiona do tego miejsca i zmanipulowana przez panów w centrum dowodzenia. W szerszej perspektywie "bogami" jesteśmy my sami, czyli publiczność żądna nowych wrażeń i możliwie brutalnych scen, które mają nam zapewnić właściciele stacji telewizyjnych, jeśli chcą, by ich biznes przetrwał. W ten sposób "Dom..." doskonale wychwytuje i przedstawia wszelkie stereotypy, jakimi posługują się twórcy horrorów i standardowe konstrukcje akcji, np. bohaterowie w pewnym momencie postanawiają się rozdzielić, mimo iż na początku ustalili, że będą się trzymać razem.

Tak więc, tak jak "Postrach nocy" okazał się udanym remakiem i pastiszem filmów wampirycznych, tak "Dom..." doskonale wpisuje się w parodystyczne podejście do tradycyjnych slasherów.

Więcej o tym filmie i wielu innych horrorach na forum: http://ossuary.best-horror-movies.com/

niedziela, 25 marca 2012

"Chatroom". Czy ośmielisz się wejść?

Brzmi znajomo? Internet jako inkubator samobójczych myśli wyalienowanych nastolatków to motyw bynajmniej nie nowy...



Japoński reżyser Hideo Nakata, znany między innymi z horroru wszechczasów -- "Ringa" -- podjął w 2010 roku współpracę z amerykańskimi producentami, czego efektem jest "Chatroom" -- thriller o grupie nastolatków, którzy wzajemnie podsycają w sobie skrywane lęki i nienawiść.

Film sam w sobie akcję ma niespieszną i nieskomplikowaną, aczkolwiek nie można odmówić mu bardzo klimatycznej atmosfery niemal przesyconej szmerem internetowych łącz. Wydaje się, że Nakata nieznacznie uprzedził Jana Komasę i jego "Salę samobójców", ale tylko z pozoru, bo oba obrazy w szerszej perspektywie różnią się znacznie.



środa, 22 lutego 2012

"Frankenweenie": Tim Burton powraca z mroczną animacją!

Tim Burton, enfant terrible Fabryki Snów oraz miłośnik animacji w gotycko-turpistycznej stylistyce, powraca z czarno-białą animacją "Frankenweenie". Tego nie można przegapić!



"Frankenweenie" to animowana, długometrażowa adaptacja filmu krótkometrażowego nakręconego przez samego Burtona w 1984 roku. Film powstał w technice 3D oraz przy zastosowaniu animacji poklatkowej.

Fabuła stanowi parodystyczne nawiązanie do słynnej gotyckiej powieści "Frankenstein" autorstwa Mary Shelley. Kiedy pies Victora -- Sparky -- zostaje potrącony przez samochód, właściciel postanawia przywrócić go do życia. Gdy ożywiony pupil zaczyna się dziwnie zachowywać, Victor musi przekonać swoich rodziców, że demoniczne zwierzę to nadal ich ukochany psiak... W jednej z roli głównych sama Winona Ryder.

Premiera zapowiadana jest na kwiecień 2012.

niedziela, 12 lutego 2012

Nazizm w konwencji groteskowej?

Inwencja twórców horrorów nurtu gore i splatter czy filmów SF jest nieograniczona. Głównie dlatego, że zadowala się nawet najbardziej absurdalnymi fabułami. Niekiedy z zaskakująco dobrym skutkiem. Wkrótce premiera "Iron Sky", który w kreatywny sposób eksploatuje wątek nazistowski.

Twórcy "Iron Sky", komedii science-fiction o nazistach zamieszkujących ciemną stronę Księżyca, zaprezentowali swój obraz 11 lutego podczas festiwalu Berlinale.

Rok 1945. Grupa naukowców na czele z Hansem Kammlerem dokonuje epokowego odkrycia w badaniach nad stanem nieważkości. Z tajnej bazy nazistów na Antarktyce zostają wysłane statki kosmiczne z misją utworzenia na Księżycu nazistowskiej bazy "Schwarze Sonne" (niem. "czarne słońce"), która miałaby zająć się stworzeniem niepokonanej floty. Akcja filmu rozpoczyna się w roku 2018, kiedy to potomkowie nazistów decydują się powrócić na Ziemię z zamiarem jej podbicia. Reżyserią zajął się Timo Vuorensola, a za produkcję odpowiedzialny jest Tero Kaukomaa z Blind Spot Pictures. Polską premierę zapowiedziano na 27 kwietnia.


W 2009 roku norweski reżyser Tommy Wirkola stworzył obraz "Død snø" (znany w Polsce pod tytułem "Zombie SS"), który, zdawałoby się, jest skazany na niepowodzenie ze względu na dość oryginalne zestawienie motywów: studenci medycyny,  którzy wybierają się na wspólny weekend w górach i nieprzyjazne zombie, którzy okazują się oficerami SS należącym do batalionu pułkownika Herzoga -- jedynej jednostki niemieckiego okupanta, która w 1945 roku padła ofiarą skandynawskiego mrozu. Jednak jak twierdzą sympatycy, film broni się pod warunkiem, że... nie bierzemy go na serio! I dowodzi, że naziści są wśród nas, a tropienie ich śladów może konkurować z szukaniem samego Elvisa.
 

wtorek, 17 stycznia 2012

Jak daleko się posuniesz?

Przewrotne pytanie "Czy zabiłbyś dziecko?" postawione w tytule doskonałego filmu Ibáñeza Serradora każde nam zastanowić się podwójnie nad naturą dziecięcą. Reżyser konfrontuje widza z przerażającym ujęciami przedstawiającymi śmierć bezbronnych dzieci, na którą przyzwala ludzkość, by następnie zadać owo pytanie ponownie, gdy dziecko nie pojawia się już w roli ofiary, lecz sprawcy.

"Według statystyk ONZ, w tej części świata co pięć sekund umiera jedno dziecko". Mozaika, na którą składają się obrazy z wojen, tworzy jednolity przekaz: każdy konflikt zbrojny łączy się z okaleczaniem i zabijaniem dzieci. Raport ONZ z 2006 roku stwierdzał, że codziennie z głodu ginie 100 tysięcy ludzi, podczas gdy pieniądze wydawane przez państwa członkowskie na zbrojenia zapewniłyby życie kilkunastu miliardom osób. "Co pięć sekund umiera dziecko poniżej 10 roku życia". Raport stwierdzał jednoznacznie, że zezwolenie na taką sytuację można określić mianem morderstwa. 

Pewnej nocy na wyspie rozległ się śmiech dzieci. Wyszły na ulice i rozpoczęły zabawę. Jeden dom, drugi, trzeci - z każdego wylewały się krzyki dorosłych. A dzieci wciąż się bawiły. Nikt ich nie powstrzymał, bowiem kto zabiłby dziecko?.



Opis filmu:
Para angielskich turystów wynajmuje łódź, by odwiedzić fikcyjną wyspę Almanzory niedaleko od południowego hiszpańskiego wybrzeża. Po przybyciu tam stwierdzają, że miasto pozbawione jest dorosłych, są tam tylko dzieci, które nic nie mówią, ale patrzą na nich z niesamowitymi uśmiechami. Wkrótce także odkrywają, że wszystkie dzieci na wyspie zostały opanowane przez tajemniczą siłę albo obłęd, co sprawia, że atakują i mordują starszych ludzi. Żadna z zaatakowanych osób nie broni się, ponieważ nie ośmiela się zabić dziecka... (opis: Filmweb.pl)


Tytuł: ¿Quién puede matar a un niño?
Reżyseria: Narciso Ibáñez Serrador
Scenariusz: Narciso Ibáñez Serrador
Kraj produkcji: Hiszpania
Rok produkcji: 1976
Czas projekcji: 111 min.

wtorek, 10 stycznia 2012

"W telewizji mówi się o takich jak ja..."

"Musimy porozmawiać o Kevinie" ("We Need to Talk About Kevin'') przeraża bardziej niż niejeden horror, jako że kontynuuje dyskusję na temat banalności zła -- temat dobrze nam znany w różnorakich ujęciach. Lecz tym razem w centrum uwagi nie znajduje się wyłacznie nastolatek wymachujący bronią, lecz pytająca matka.
Szkocka reżyserka Lynne Ramsay, znana dotychczas węższej publiczności z mocnych obrazów takich jak "Morvern Callar" oraz "Nazwij to snem" ("Ratcatcher"), tym razem wzięła na warsztat powieść Lionela Shrivera z 2003 r. Efekt: intensywna, a przez to znakomita mieszanka dramatu, thrillera i horroru. Tytułowy Kevin już od dnia narodzin ma w sobie demoniczne rysy i wyjątkowo zimne, pałające nienawiścią spojrzenie. Wydawać by się mogło, że urodził się, by czynić zło, że nie ma dla niego ratunku. Od początku sprawia problemy, gdzie się pojawi -- przejawia destrukcyjne skłonności. Wiele czasu upłynie, zanim zacznie mówić. Milczy z wyboru. By złamać bezradną matkę. Jakże więc pełnego znaczenia nabierają w tej sytuacji słowa Freuda: "Dzieci nie są złośliwe. Są złe".

RODZICIELSKA SKAZA?

Ale i matka -- Eva -- (bardzo przekonująca Tilda Swinton) w niczym nie przypomina rozpływającej się w zachwytach nad pociechą rodzicielki ("Gdyby nie ty, mama mogłaby teraz być we Francji"). Poprzez szereg reminiscencji i skrawków wydarzeń z przeszłości uzyskujemy pełniejszy obraz rodzinnej historii. Oto wzorcowa rodzina amerykańska: matka, ojciec i syn (w późniejszym etapie także córka). Dobroduszny i niekonfliktowy ojciec (doskonały w tej płytkiej kreacji John C. Reilly) jest wpatrzony z uwielbieniem w Kevina, wzorowo wypełnia swoją rolę i klepie pociechę po ramieniu, wierząc, jak większość z nas, że dzieci są niewinne, słodkie i należy im wiele przebaczać. Kevin przy ojcu staje się inną osobą, nakłada maskę dobrego syna. Prawdziwe napięcie widać we wzajemnych relacjach matka - Kevin. Tylko ona traktuje go od początku jak równego przeciwnika. Z jednej strony stara się mu nieudolnie okazać matczyną troskę i pyta siebie, czym zasłużyła na nienawiść z jego strony; z drugiej jednak nie jest w stanie okazać empatii i widzi we własnym dziecku zagrożenie. A Kevin kontynuuje grę. Stopniowo, ale konsekwentnie i z pewnością socjopaty przeraża Evę coraz bardziej: poczynając od odmowy podania piłki, poprzez dziwne wypadki w domu aż do pewnego dnia... Szkody, które wyrządza Kevin to nie dziecięca złośliwość czy oznaka młodzieńczego buntu. Ich skutki są nieodwracalne: to zło w czystej postaci.

W KIERUNKU JĄDRA CIEMNOŚCI

Film stwarza wrażenie dosyć powierzchownego, ale po pewnym czasie można stwierdzić, iż to tylko złudzenie. Charakterystyczna klaustrofobiczność i ograniczenie przestrzeni akcji wynika ze specyficznego sposobu prowadzenia narracji z perspektywy przeżyć wewnętrznych Evy. Przeplatające się ze sobą retrospekcje i wydarzenia współczesne oraz nasycone kolory (niebieski i czerwony) tworzą specyficzny klimat obrazu. Przeszłość funkcjonuje niczym belle époque nosząca symptomy kryzysu. Istnieje już tylko w obrazach i nie ma odwrotu.

"Musimy porozmawiać o Kevinie" zręcznie wpisuje się w tematykę obrazów o wyzutych z emocji dzieciach nowej ery, niemniej jednak nie powtarza elementów materii już znanej. Film ogląda się jak dobry, fabularyzowany dokument. Chociaż rozwiązanie historii nie zaskakuje, chcemy towarzyszyć Evie do końca. Kevin wiele ma wspólnego z Bennym z przerażającego "Benny's Video" Michaela Hanekego, tyle że w roli winowajcy nie występuje współczesna kultura i wszechobecne media. Kevinowi w zasadzie bliżej do bohaterów pamiętnego "Słonia" w reżyserii Gusa van Santa, nawiązującego bezpośrednio do masakry w Columbine High School. Problem niepozornego nastolatka, który pewnego dnia zjawia się w szkole z bronią, by krwawo rozprawić się z kolegami analizował już Michael Moore w swoim dokumencie ''Zabawy z bronią'' (ang. ''Bowling for Columbine'', 2002). A może w kontekście bieżących wydarzeń możemy w wyrachowanym Kevinie dostrzegać rysy Breivika? Czy jednak zagubionego nastolatka, który rozpaczliwie woła o uwagę?

 Pytanie o przyczyny zła pozostaje bez odpowiedzi. Tak jakby Ramsay chciała zasugerować, że może być ono samoistne.


niedziela, 1 stycznia 2012

Rozmowy o życiu i śmierci: "Inny"

Kino hiszpańskojęzyczne bywa przeceniane. To co nazywa się inteligentnym przekazem może okazać się zawile wykoncypowaną fabułą, która nie kryje w sobie głębszego zamysłu, a tak zwane napięcie -- ulec rozmyciu w dłużyznach. 
 
"Innego" ("El mal ajeno"), skądinąd udany debiut Óskara Santosa Gómeza, ratują aktorzy, przede wszystkim Eduardo Noriega, który wciela się w rolę Diego, lekarza, który obcując na co dzień z przypadkami ludzi nieuleczalnie chorych, uodpornił się na cierpienie pacjentów, ale tym samym -- oddalił od swojej partnerki oraz własnej córki. Pewnego dnia Diego pada ofiarą napadu, po którym pamięta jedynie dźwięk wystrzału i wrażenie, że poraziło go coś więcej niż kula. Wkrótce poczuje w sobie moce, których umysł naukowca nie jest w stanie wytłumaczyć i stanie przed wyborem, który na zawsze odmieni życie jego najbliższych.

Balansujący na granicy trywializmu motyw przewodni fabuły reżyser stara się wynagrodzić umiejętnym komponowaniem kadru oraz konsekwentnym stylem wizualnym, dobrze oddającym atmosferę wyalienowania i samotności. Tam jednak, gdzie można byłoby spodziewać się nagłej wolty, napięcie zostaje zaprzepaszczone za sprawą dłuższej melodramatycznej sekwencji, która, jak się zdaje, nie przydaje fabule większego znaczenia. W efekcie film rozpada się na szereg drobnych wątków, niekiedy nawet scen komediowych, które zdecydowanie osłabiają motyw przewodni i odbierają satysfakcję z seansu. 

Wydaje się, że film mógłby pretendować do miana mini-arcydzieła, gdyby nie braki scenariuszowe. Ale być może jest to cecha charakterystyczna niektórych scenarzystów hiszpańskich, że lubują się w niepokojących, acz prowadzących na manowce fabułach.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

American Horror Story Soundtrack




American Horror Story to serial, który stanowi żywy dowód na to, że świetna obsada i doskonała ścieżka dźwiękowa czynią bardzo dobrą produkcję. Nieważne, że widzieliśmy już setki filmów o rodzinach, które wprowadzają się do nawiedzonych domów.

Pierwsze, co trzeba oddać reżyserom i producentom, to unikalna atmosfera niepokoju, która nie pryska wraz z pojawieniem się pierwszej zjawy. A w zasadzie też to, że do końca nie jesteśmy pewni, czy zjawa istnieje, czy też może źródło lęku nie kryje się gdzie indziej. Przez kilka pierwszych odcinków seria konfrontuje widza z szeregiem motywów i chwytów, które bardzo dobrze są nam znane z wielu horrorów. Ale AHS czerpie przede wszystkim z dobrej tradycji gotyckiego horroru (stylistyka "Innych") oraz satanistycznego kina grozy ("Dziecko Rosemary"), do którego w ostatnich miesiącach nawiązali twórcy "Postrachu nocy" czy "Naznaczonego". A jednocześnie jest to podróż sentymentalna w stronę seriali z dreszczykiem, takich jak "The Twilight Zone" czy "Goosebumps", z tym że twórcy zadbali o szczegóły. W AHS każdy znajdzie coś dla siebie: czy to tradycyjne ghost story, czy też motyw ''morderca w domu'' albo głosy doprowadzające do szaleństwa. Twórcy otwarcie nawiązują do tradycji, ale czynią to w sposób niebywale inteligentny. A wszystko w konsekwentnej stylistyce i przy akompaniamencie inspirującej ścieżki dźwiękowej.

Link do utworów wykorzystanych w serii:



Hermetyczność zamierzona: ''Klatka''

Frank to ambitny student medycyny. Zbliżają się egzaminy i nic nie powinno go rozpraszać. Nic, a zwłaszcza nie Lotte, dziewczyna, która właśnie wprowadziła się ze swoim chłopakiem do mieszkania piętro wyżej. Na próżno stara się zaprzyjaźnić z Frankiem. Pewnego dnia chłopak zostaje zaatakowany na korytarzu. Lotte pomaga mu, dzięki czemu zbliżają się do siebie. Jednak ich przyjaźń nie pozostaje bez konsekwencji. Kiedy partner dziewczyny zaczyna zastraszać Franka, ten orientuje się, że oboje zostali wciągnięci w śmiertelną grę...


Reżyserzy Johan Lundborg i Johan Storm o filmie:
"Klatka" to thriller psychologiczny. Jego bohaterem jest Frank, świetnie zapowiadający się student medycyny. Frank stroni od towarzystwa, rówieśnicy mają go za outsidera. Wyróżnia się także na tle typowych pierwszoplanowych ról męskich – jest aseksualny, lękliwy, daleko mu do stereotypowego macho. Nasze wyzwanie to sprawić, by widzowie zdobyli się na współczucie dla tak dziwnej postaci, by podążali za nią i zrozumieli jej postępowanie.

Obaj zostaliśmy wychowani przez rodziców, którzy są lekarzami, mamy więc pewien wgląd w świat medycyny. Przyciąga on wiele zaangażowanych, dobrych ludzi, ale także takich, którymi kierują zgoła inne motywy. Na pierwszym miejscu nie jest u nich pacjent, ale sama choroba. Niejednokrotnie chodzi im także o prestiż i korzyści finansowe. Właśnie tacy ludzie byli inspiracją dla postaci Franka.

EMIL_JOHNSEN_1Stawiamy pytanie, jakie ludzkie cechy są wartościowe w społeczeństwie, w którym ważniejsze jest to, czym a nie kim jesteś. Humanizm i empatia ustępują wydajności i efektywności. To cechy wartościowe nie tylko w sferze biznesowej, ale także w sferze niesienia pomocy i opieki.

Frank spotyka Lotte, która potrzebuje pomocy, lecz on woli poświęcać czas i uwagę na przygotowanie do egzaminów, niż na zajmowanie się cudzymi problemami. Lotte jednak nie daje mu spokoju i Frank zaczyna powoli doceniać zalety przyjaźni. Kiedy jednak Lotte potrzebuje ochrony przed brutalnym partnerem, Frank ją zawodzi. Następnie, trapiony poczuciem winy, zaczyna zachowywać się zupełnie irracjonalnie i doprowadza do katastrofy. Kontrolę nad własnym życiem odzyskuje dopiero wtedy, gdy udaje mu się opanować targające nim emocje.

"Klatka" to film, który napięcie buduje stopniowo - z biegiem akcji coraz bardziej przyśpiesza. Tak jak Hollywoodzkie produkcje z lat 70-tych – "Egzorcysta", "Dziecko Rosemary" czy "Obcy" – powoli odkrywa prawdę o filmowym świecie, dając widzowi lepszą sposobność do zaangażowania się w losy bohaterów.

corridor04Obaj lubimy opowiadać historię za pomocą obrazu, bez zbędnych słów. Po odizolowanym świecie Franka poruszamy się na jego zasadach. Widzimy to, co on widzi. Słyszymy to, co on słyszy. Stwarzamy narastające poczucie klaustrofobii. Przestrzeń Franka kurczy się coraz bardziej, im usilniej próbuje zgłębić tajemnicę Lotte. Jest zupełnie sam.

Forma, jaką wybraliśmy, to stylizowany realizm, w którym kamera porusza się pomiędzy światłem a cieniem. Podążając za Frankiem widzimy jego otoczenie, ściany, twarze – wszystko z jego perspektywy, tak aby łatwiej było się z nim identyfikować. Największymi inspiracjami są dla nas Alfred Hitchcock i jego umiejętność budowania napięcia, Tom Tywker i jego dbałość o wizualne detale oraz Roman Polański i jego fascynacja życiem w izolacji.

Ważnym elementem "Klatki" jest także dźwięk – lub jego brak. Dźwięk, cisza oraz to, w jaki sposób Frank je odbiera – to wszystko część jego subiektywnego przeżycia. Ścieżka dźwiękowa do filmu, autorstwa Jukki Rintamäki, nieraz bardziej przypomina efekty dźwiękowe, niż muzykę.

"Klatka" to thriller psychologiczny, z niezwykłym bohaterem w roli głównej. To także połączenie czarnego humoru z krytyką społeczną. To rodzaj filmu, który uwielbiamy oglądać i mamy nadzieję znaleźć widzów o podobnych gustach.


sobota, 17 grudnia 2011

Teza / Tesis (1996)

¿Porque le interesa la violencia? To pytanie słyszy od swojego promotora Angela, która zdecydowała się pisać pracę dyplomową poświęconą zagadnieniu przemocy w mediach. Dziewczyny nie skłoniła do tego bynajmniej fascynacja makabrą, lecz, jak deklaruje, głęboka odraza do obrazów epatujących okrucieństwem. Kiedy w jej posiadanie dostaje się kaseta, na której zarejestrowane są ostatnie chwile życia jednej ze studentek, Angela postanawia, że nie spocznie, póki nie rozwiąże tajemnicy.

Swój pierwszy długometrażowy film Amenábar poświęcił tematyce tzw. "snuff movies'' zawierających dosadne sceny gwałtu i tortur. Obraz dosyć surowy, ale przez to niezwykle mroczny, nie tak stonowany jak późniejsza produkcja "Inni". Chociaż nie wszystkie wątki pozostają bez zastrzeżeń, "Teza" to przykład horroru-dreszczowca, o jakie rzadko we współczesnym kinie: niewymuszone napięcie oraz prawdziwe przesłanie -- każdy z nas jest potencjalnym odbiorcą "nieetycznego przekazu". Specom od oglądalności wystarczy odrobina ludzkiej psychologii, znajomości pierwotnych lęków i pragnień, by przykuć uwagę widza do ekranu. Wszystko w imię credo: "Dajcie publiczności to, czego chce". 

Stephen King stworzył swojego czasu ciekawą przypowiastkę, mającą zobrazować, jaką funkcję w życiu przeciętnego odbiorcy pełnią horrory. Każdy z nas jadąc nocą po autostradzie i widząc krzątającą się na poboczu przy rozbitym samochodzie policję czy służby medyczne odruchowo zwolni. Nawet jeżeli nie musi. Tylko po to, żeby sekundę dłużej przyjrzeć się wrakowi, rozbryzgom krwi lub - jeżeli dopisze szczęście – zmiażdżonemu ciału. By poczuć nagły przypływ adrenaliny, a później przyśpieszyć i zniknąć za zakrętem. Temu samemu służą horrory: dostarczają perwersyjnych emocji bez ryzyka. Trzeba jednak pamiętać, iż adrenalinę od heroiny różni tylko kilka liter –- i obie uzależniają równie mocno. Chwila nieuwagi i dobra zabawa zamienia się wyniszczający nałóg. (źródło: http://www.arenahorror.pl/ARENA_HORROR/filmy/filmy_tesis.HTML)

poniedziałek, 21 listopada 2011

Videodrome - "Medium Is The Message"

Zanim powstała "Niebezpieczna metoda", Cronenberg już eksperymentował z kontrowersyjnymi tematami. "Videodrome" to jeden z filmów demaskujących podległość człowieka wobec kultury, którą stworzył, a zwłaszcza wartości medium, któremu sam dał życie: telewizji.

Produkcja wpisuje się pośrednio w krąg tematyki poruszanej np. w "Tesis" Amenabara czy "Benny's Video" Hanekego: przemocy w mediach oraz problemu tzw. "snuff movies", czyli jak niewielka jest różnica między przekroczeniem dobrego smaku a człowieczeństwem.

linki:

Wiki
Videodrome - Klub Miłośników Filmu

Na zdrowy rozsądek nie ma tu miejsca, więc widza nietypowy klimat od razu zniechęca bądź szybko fascynuje, przy czym na obojętność raczej nie ma tu miejsca. „Videodrome” z 1983 roku jest nie tylko doskonałym wprowadzeniem w twórczość Kanadyjczyka, ale i błyskotliwym (jeśli w ogóle można użyć słowa „błyskotliwy” omawiając kino Cronenberga) paszkwilem na media światowe, które na początku lat 80. bezczelnie zadomowiły się w kręgach władzy. W tytule tej recenzji widnieją słowa Marshalla McLuhana, dla którego media są przekazem, bo media właśnie poddają człowieka obróbce, mamią zmysły i intelekt nadając treść wypowiedziom płynącym z telewizora, radia czy prasy. Oczywiście McLuhan uważa, w przeciwieństwie do Cronenberga, że człowiek może wspaniale wykorzystać media, dla jego dobra, wszak „globalna wioska” to tak szlachetne zjawisko. „Videodrome” to jednak przerażające ekstremum tezy medium is the message.
(fragment, Rafał Oświeciński - DESJUDI, http://www.film.org.pl/prace/videodrome.html)

środa, 26 października 2011

Kinowy horror vacui

W Halloween wypada się bać, nawet jeśli ktoś za horrorami nie przepada. Specjaliści od marketingu okazję tę skrzętnie wykorzystują i pod koniec października repertuary kinowe bogatsze są o pozycje, które mają wprowadzić nas w odpowiedni nastrój. 

W zeszłym tygodniu premierę miał "Dom snów" oraz trzecia część niskobudżetowej żyły złota "Paranormal Activity"; w ten piątek zaś na ekrany wchodzi "Sanktuarium 3D".

Poniżej link do artykułu na filmweb.pl poświęconego tej tematyce:

oraz zapowiedź weekendu grozy i horrorów w Multikinie:

sobota, 8 października 2011

Szaleństwo cię wybawi ? (part 2)

Artystyczny szał
W kinematografii nie brak też przykładów obłędu manifestującego się artystycznym szaleństwem. Walter Sparrow, bohater „Numeru 23” („Number 23”, 2007) Joela Schumachera, wiedzie spokojne życie, pracując jako hycel, do czasu gdy do jego rąk nie trafi pewna książka opublikowana pod pseudonimem „Topsy Kretts”. Mężczyzna odkrywa, że jego życie do złudzenia przypomina żywot bohatera powieści z tym, że książka kończy się zabójstwem, a literackie alter ego owładnięte jest obsesją liczby 23, którą potrafi odnaleźć dosłownie wszędzie. Chociaż film Schumachera krytyka przyjęła dosyć chłodno, jest on unikalnym studium psychologicznym wzmagającej się apofenii (dostrzeganie związków między rzeczami pozornie niepowiązanymi) i paranoi. Jest to też rzadki obraz plastycznie łączący literacką fikcję z filmową rzeczywistością. Gdy Walter odkrywa przerażającą prawdę o sobie jako autorze zagadkowego maszynopisu, wina staje się oczywista. I w przeciwieństwie do innych obrazów, bohater ponosi konkretną karę – trafia do więzienia. Ale numer 23 z jego życia zniknąć bynajmniej nie zamierza...

„Sekretne okno” („Secret Window”, 2004) nakręcone na podstawie opowiadania Stephena Kinga przedstawia z kolei pisarza o dysocjacyjnej osobowości, którego zaburzenie to prowadzi do obłędu, manii prześladowczej, a w efekcie do zamordowania własnej żony i jej partnera. Zupełnie inny poziom interpretacji proponuje Giuseppe Tornatore, zapraszając widza do swoistego dantejskiego czyśćca w filmie „Czysta formalność” („Una pura formalità”, 1994). W pewną deszczową noc w mrocznym komisariacie na odludziu toczy się przesłuchanie w sprawie morderstwa. Podejrzany przedstawia się jako Onoff – genialny pisarz. Jednak ani jego fizyczność (wspaniały Gérard Depardieu), ani niespójne zeznania nie przemawiają na jego korzyść, a tym bardziej nie prowadzą do prawdy. Obraz ten jest jednym z najdoskonalszych thrillerów psychologicznych jakie kiedykolwiek powstały. Film nieoczywisty przy pierwszym odbiorze, został przyjęty przez publiczność z mieszanymi reakcjami. Tornatore z właściwą sobie wirtuozerią łączy wątek szaleństwa, utraty pamięci, skradzionej tożsamości, winy i kary. Dotyka cienkiej linii między rzeczywistością a fikcją. Podobnie jak w opowiadaniach Kafki, wina spada na bohatera znikąd – jest on marionetką w rękach nieznanych sił. Do czasu, gdy pamięć powróci...

Niemoralna terapia
Osobliwe podejście do swoich postaci ma jeden z najbardziej wymagających twórców kina „moralnego niepokoju” Michael Haneke. Reżyser, z wykształcenia psycholog, bezlitośnie, ale nie z sadystycznym voyeuryzmem, obnaża swoich bohaterów w sytuacjach życia codziennego, stawiając pytania o bezmyślną przemoc, powierzchowność wzajemnych relacji – brak znajomości kodu porozumienia z drugim człowiekiem. W jego filmach stosunki między postaciami nigdy nie są biało-czarne. Każdy dźwiga swoją winę – czasem jest to po prostu obojętność, bierne uczestnictwo w zbrodni i brak przeciwdziałania złu. 
 
„Nie uważam psychologii za czynnik konieczny. Mam na myśli psychologię wyjaśniającą, która daje zawsze efekt uspokajający. Nie lubię w kinie i sam nigdy nie posługuję się wyjaśnieniami typu: ktoś coś zrobił, bo w dzieciństwie mama go niedostatecznie kochała. Nie interesuje mnie ten rodzaj psychologii, która sprawia, że widz opuszcza kino zadowolony, w przekonaniu, że ta historia jego nie dotyczy, nie jest jego historią. Uważam, że trzeba zmusić widza do szukania własnego wyjaśnienia, własnej interpretacji”– twierdzi reżyser. Tym bardziej zasadne staje się więc dotyczące filmu „Ukryte” („Caché”, 2005) pytanie o sens śmierci Majida oraz wspólną przeszłość jego i Georgesa, który usilnie broni do niej dostępu. Zwłaszcza, że pod drzwiami znajduje taśmy, na których rejestrowane jest życie jego rodziny.
Przed dylematem stają również Arthur i Norma Lewis („The Box. Pułapka”, 2009), kiedy tajemniczy mężczyzna oferuje im pudełko z przyciskiem w środku. Instrukcja obsługi brzmi jak ultimatum: mogą nacisnąć guzik i otrzymać milion dolarów, ale w tym samym momencie ktoś umrze lub zwrócić przedmiot po 24 godzinach i zapomnieć, że to wydarzenie miało kiedykolwiek miejsce. Reżyser Richard Kelly nie miał ambicji tworzyć głębokiego studium psychologicznego, jednak film stawia człowieka przed niewygodnym pytaniem o granice moralności, a zarazem o możliwość usprawiedliwienia swoich czynów. Kino zdaje się nas uczyć, że przeznaczenie nie istnieje. Są tylko dobre i złe wybory. Parafrazując słowa Sartre'a, żyć możemy w poczuciu, że jesteśmy wolni lub niewolni. Wybór należy do nas.

Zbaw mnie ode złego?
Zbrodnia i kara nie są dla kinematografii niczym nowym, a karmiące się nimi szaleństwo jest ulubionym tematem najwybitniejszych reżyserów. Ciekawe, że elementy te zaskakująco często tworzą triadę, która od upadku i grzechu prowadzi, w zależności od intencji, do symbolicznego odkupienia lub potępienia. Niezależnie od przekonań, wszyscy funkcjonujemy w tym samym uniwersum i czy tego chcemy czy nie, wspólnie przeglądamy się w Bergmanowskim zwierciadle.


sobota, 1 października 2011

Szaleństwo cię wybawi ? – zbrodnia i kara na ekranie (part 1)


Obłęd, koszmarne wizje i zaburzenia percepcji filmowych bohaterów to nie przypadek. Czasem wystarczy wejrzeć w ich przeszłość.

Ale jeśli tego nie uczynicie, oto zgrzeszycie Panu,
a wiedzcie, że grzech wasz znajdzie was”.
Księga Liczb 32:23

Kino to jedna z tych sztuk, która pozwala przeżywać katharsis. Może nie w pierwotnym – greckim znaczeniu tego słowa, ale raczej w sensie projekcji własnej winy, która prześladuje sprawcę. Motyw winy i kary w kinematografii nie jest zjawiskiem nowym i nie ogranicza się wyłącznie do filmów grozy, chociaż ten gatunek sobie szczególnie upodobał. Wśród wariacji na temat owego motywu dają się zauważyć pewne tendencje: szaleństwo bohatera związane z wypartą przeszłością i zapomnianą winą, której stopniowe odkrywanie prowadzi do kulminacji oraz umysł człowieka jako źródło zaburzonej percepcji i największe niebezpieczeństwo. Prześledźmy zatem poszczególne kręgi filmowego inferna.

Koszmar w czterech ścianach
Kto z nas nie zna filmów, w których ogromny, opuszczony dom albo klaustrofobiczne mieszkanie pobudzają najciemniejsze strony umysłu ludzkiego, by stać się miejscem niewytłumaczalnych zjawisk? Ale demonizacja przestrzeni mieszkalnych w postaci skrzypiących schodów, labiryntów mrocznych korytarzy, kapiących kranów i zakurzonych strychów nie jest wyłącznie zabiegiem czysto dekoracyjnym, lecz niejednokrotnie stanowi ważny element kompozycyjny współgrający z fabułą. Sfera ta staje się miejscem rozgrywki między umysłem bohatera a wypartą przeszłością. W ten sposób wewnętrzna psychoza jest sublimacją zapomnianej winy.
Niezapomniany przykład stanowi „Lokator” („Le Locataire”, 1976) Romana Polańskiego, nakręcony na podstawie opowiadania Rolanda Topora „Chimeryczny lokator”. Niepozorny urzędnik polskiego pochodzenia wprowadza się do mieszkania w jednej z paryskich kamienic. Poprzednia lokatorka – Simone Choule – próbowała popełnić samobójstwo, rzucając się z okna. Polański pozwala nam wejść w umysł Trelkovsky'ego i z jego perspektywy obserwować stopniowe narastanie obłędu. Pozornie nieznaczące sygnały jak dziwne znalezisko w ścianie czy odgłosy tego, co dzieje się za ścianą lub niepokojące cienie w oknach naprzeciwko są w rzeczywistości projekcją wydarzeń z życia bohatera, które nękają go od czasu spotkania z Simone w szpitalu. Splot niewytłumaczalnych okoliczności oraz natrętnie powracających déjà vu prowadzi do powolnego utożsamienia się Trelkovsky'ego z byłą lokatorką. Tylko czy wszystkiemu winien jest obłąkany umysł czy osaczający go mieszkańcy kamienicy?
Film Polańskiego, chociaż nie mówi explicite o żadnej zbrodni ani nie daje konkretnych poszlak co do interpretacji zakończenia, przetarł ścieżki twórcom lubującym się w kafkowskich klimatach. W 2005 roku ukazał się obraz „Drzwi obok” („Naboer”) mało znanego w Polsce reżysera norweskiego Påla Sletaune'a. Film wzbudził spore kontrowersje, głównie ze względu na naturalistyczne, niekiedy śmiałe sceny erotyczne. Ponownie zanurzamy się w umyśle zbrodniarza, który przemierzając mroczne zakamarki swojej kamienicy, przypomina sobie własną przeszłość, by odkryć przerażającą prawdę o sobie. Widz od samego początku niemal do końca nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w wielkiej mistyfikacji, którą reżyseruje główny bohater – John, interpretując wypartą z pamięci przeszłość na nowo. Obrazy rzeczywistości powracają jednak, przedzierając się przez zaporę podświadomości. Obłęd u Sletaune'a, odwrotnie niż u Polańskiego, jest wyłącznie dziełem jednostki, a jego przyczyny są bardziej oczywiste. Przesłanie jednak pozostaje bardzo bliskie: od zbrodni nie ma ucieczki, a najstraszliwszą karą jest szaleństwo.

Lek na bezsenność
Jeszcze bardziej zagadkowy wydaje się film „Czekając na sen” („Chasing Sleep”, 2000) Michaela Walkera. Pewnego dnia Ed Saxon budzi się i zdaje sobie sprawę, że jego żona nie wróciła do domu. W połowicznym delirium spowodowanym mieszaniną tabletek na bezsenność i alkoholu, zgłasza zaginięcie, lecz tak naprawdę coraz bardziej się izoluje, pozwalając zawładnąć sobą własnemu domowi. Poszczególne pomieszczenia stają się zakamarkami jego umysłu, wizualizacjami strzępów przeszłości, która nie chce dotrzeć do nas w czystej postaci. Prowadzący śledztwo policjanci przypominają funkcjonariuszy z powieści Kafki, dziwny przedmiot pod komodą przywodzi na myśl surrealistyczne obrazki z filmów Lyncha, a pukający do drzwi domu sąsiedzi są tak irracjonalni w swoich prośbach, że nie wydaje się, by mogli być czymś więcej niż tylko wytworami logiki sennej. Okoliczności zaginięcia żony nie wyjaśniają się wraz z nadejściem nowego dnia, staje się natomiast coraz bardziej prawdopodobne, że kobieta została zamordowana. Cień podejrzenia pada na walczącego z hydrauliką domu Eda, którego coraz częściej nękają przerażające wizje zniekształconego dziecka i poćwiartowanego ciała. Wina krzyczy coraz głośniej. Jakby powiedzieli Amerykanie: „Murder will out”. Jednak prawda znów ginie w czeluściach narkotycznych wizji, pozostawiając widza w dręczącej niepewności.
Oka nie może zmrużyć od kilku miesięcy również Trevor Reznik (od czeskiego „rzeźnika”), tytułowy mechanik z jednego z najciekawszych filmów Brada Andersona. Złudzenia i urojenia są w rzeczywistości wytworem nękanego wyrzutami sumienia umysłu, a wszelkie postaci – projekcją wydarzeń z przeszłości. Znamienne jest, że na stoliku nocnym Trevora leży „Idiota” Dostojewskiego. Przywodzi to na myśl opowiadanie „Sobowtór” tego samego autora, które mogło posłużyć reżyserowi za inspirację, gdyż nieistniejący Ivan to nikt inny jak Doppelgänger alter ego Reznika. Dopiero kiedy mężczyzna dobrowolnie udaje się na komisariat, by zgłosić dokonane rok wcześniej przestępstwo – ucieczkę z miejsca wypadku – następuje symboliczne katharsis: nadchodzi upragniony sen. Podobny motyw, związany z ucieczką bohatera ze sceny zbrodni podejmuje „Diabeł” („Devil”), który w zeszłym roku pojawił się na ekranach. Filmowi może bliżej do tradycyjnego sposobu pojmowania dobra i zła, niemniej jednak interesująco pokazuje jak nieodpokutowana wina szuka chwili, by o sobie przypomnieć. Aż chciałoby się zacytować słowa wypowiedziane przez wygadaną Mattie Ross z „Prawdziwego męstwa”: „You must pay for everything in this world, one way and another. There is nothing free except the grace of God” („Za wszystko na świecie w jakiś sposób trzeba płacić. Nic nie ma za darmo oprócz łaski Boga”).

środa, 28 września 2011

Powrót mistrza sennego koszmaru

Zaledwie minuta - ale za to jaka! Tyle trwa filmik promujący Międzynarodowy Festiwal Filmowy we Wiedniu, który odbędzie się w dniach 20 października - 2 listopada. Autor - sam David Lynch. Etiuda nosi tytuł "The Three Rs" - i tu tkwi zagadka. Zwyczajowo terminem tym określa się trzy podstawowe umiejętności: wRiting, Reading i aRithmetics. "The Three Rs" klimatem przypomina równie enigmatyczny co niepokojący "Eraserhead" z 1976 roku, dzieło już kultowe. Okaże się, czy nowa produkcja będzie dobrym chwytem marketingowym, pewne jest jednak, że Lynch ma swój styl i wielu zwolenników, którzy z niecierpliwością oczekują na więcej niesamowitości.

niedziela, 18 września 2011

Shelter/ Inkarnacja

Osobowości mnogie, schizofrenia, traumy dzieciństwa i inne psychologiczne dolegliwości - wydaje się, że horrory w większości wyczerpały już spektrum DSM-IV. 

Nowością nie jest również odwoływanie się do lokalnych mitologii, podań ludowych czy wierzeń zamkniętych społeczności. "Shelter" (w polskiej, narzucającej już interpretację wersji, "Inkarnacja") jako produkt komercyjny dobrze wpisuje się we współczesną kulturę remiksu: zgrabnie łączy poszczególne wątki oparte na znanych motywach i trzyma przy tym w napięciu. Nie do końca zachwyca, ale na pewno nie pozwoli przerwać seansu w połowie.

Obraz zyskuje na obsadzie: oto pod opiekę ambitnej psychiatry Cary (Julianne Moore) dostaje się niejaki David/Adam (Jonathan Rhys-Meyers). Wkrótce okazuje się, że sama psychologia nie jest w stanie dać odpowiedzi w obliczu śmierci kolejnych osób. Cara będzie musiała skonfrontować swój dotychczasowy światopogląd, by ratować najbliższe osoby. Szwedzcy reżyserzy (Björn Stein, Måns Mårlind)
zdecydowali się wpleść w historię wątek nadnaturalny, przez co historia wykazuje elementy podobieństwa wobec "Ringa". Nie sposób jednak pozbyć się wrażenia, że upakowanie dwóch zupełnie różnych stylistyk w jednym filmie to ryzykowny pomysł. Całość rozpoczyna się jak rasowy thriller psychologiczny, by niemal przed finałem wykonać niebezpieczny zakręt w kierunku paranormalnej fantazji w stylu "Zgromadzenia" czy "Osady". Jednak mimo pewnych niedostatków scenariuszowych film utrzymany jest w konsekwentnej, mrocznej stylistyce, a bardzo sobie cenię, jeśli horror jest w stanie "zachować twarz". Poza tym, twórcy zachowali tyle niezależności, by postarać się o zakończenie, które naprawdę wynagradza ewentualne braki filmu.



Polska premiera: 23 września 2011r.
Podobne rekomendacje: "Dead Silence", "Case 39", "Session 9"

środa, 14 września 2011

Kiedy rozum śpi...


Mówi się, że własny dom jest najbezpieczniejszym miejscem dla każdego człowieka – azylem, który pozwala zrzucić maskę życia codziennego. Odwrotna zasada zdaje się obowiązywać w kinie. Front kamienicy jakich wiele, poszarzały tynk. Kręte, wtopione w mrok schody i przypominające labirynt korytarze. Twoją jedyną bronią jest umysł. Kiedy zamykają się za tobą drzwi, budzą się upiory. 
 
Mało znany w Polsce thriller psychologiczny Drzwi obok (Naboer) z 2005 roku, trzeci film fabularny Påla Sletaune'a, stał się prawdziwym przełomem w jego karierze i przyniósł temu norweskiemu reżyserowi uznanie w kraju i za granicą. Filmowi dało to miejsce pośród takich klasyków gatunku kina skandynawskiego jak De dødes tjern Kårego Bergstrøma. Mroczne przestrzenie i niezwykle sugestywne dialogi oraz gra aktorów sprawiają, że filmowa fikcja Drzwi obok – słusznie nazywanych „Alicją w krainie czarów dla dorosłych” – przybiera podwójne oblicze: jawy i snu. Głównego bohatera – Johna (Kristoffer Joner) rzuca dziewczyna. Tego samego dnia mieszkająca na końcu korytarza kobieta prosi go o wyświadczenie jej przysługi. Anne (Cecilie Mosli) mieszka razem z Kim (Julia Schacht), którą nazywa swoją siostrą. Drzwi barykadują szafą. Na pytania Johna odpowiadają kolejnymi pytaniami, które wkrótce przekształcają się psychologiczną grę rodem z Maga Johna Fowlesa. Stopniowa dezorientacja zaczyna ustępować erotycznej fascynacji, która znajduje ujście w głęboko skrywanych fantazjach Johna. Dwie kobiety, niczym boginie o hipnotyzujących spojrzeniach, stają się przewodniczkami bohatera po imaginarium własnych pragnień. Dlaczego tylko nie pamięta niczego, choć wszystko wydaje się tak znajome?

W niespełna 80 minutach Sletaune'owi udało się stworzyć symboliczną przestrzeń izolacji, podobną do Lokatora Polańskiego, na którą składają się skrzypiące windy, klaustrofobiczne pomieszczenia i wąskie korytarze wiodące do nieznanych drzwi. Błądzący John przypomina bohatera Kafkowskiego poruszającego się w labiryncie własnych urojeń. Tyle tylko, że mimo iż prawda i fikcja mogą się wzajemnie przenikać, świat zewnętrzny nie jest iluzoryczny. Tam czeka Johna konfrontacja z wypartą przeszłością – sam będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania, które otworzą drzwi do prawdy o sobie i własnej winie. 
 
Film jest wysmakowaną mieszanką motywów pozornie znajomych. Sletaune używa jednak gotowych elementów układanki na własny sposób, uciekając się do niestandardowych rozwiązań, czym zasłużył sobie na miano jednego z najbardziej charakterystycznych twórców współczesnego kina (zwłaszcza po premierze Doręczyciela [Budbringeren]). Już od pierwszych scen, poprzez umiejętne kadrowanie, reżyser wprowadza nas w mroczny świat miejskiej kamienicy. Przesycony dziwną, na poły senną logiką klimat potęguje niepokojąca muzyka. Fabuła zawiązuje się już od pierwszych scen i skutecznie wciąga w otchłań kamienicy. Najbardziej fascynująca jest ta zawieszona w atmosferze nieokreśloność. Zagadkowy jest też magnetyzm dialogów balansujących na granicy kokieterii, irracjonalnej logiki snu i odwzajemnionej niepewności. Sam reżyser mówi o swoim dziele w ten sposób: „To wariacja na temat dość powszechnego koszmaru: pewnego dnia odkrywasz drzwi do sąsiedniego mieszkania. Przekroczenie ich progu powoduje, że znajdujesz się w świecie, w którym reguły normalnego świata nie mają zastosowania. To, co tam odkrywasz, jest odrażające i jednocześnie przyciąga. Znajdujesz się w świecie, w którym musisz stawić czoła swym najgłębszym lękom. To najbardziej fascynujące, a zarazem przerażające doświadczenie twego życia”. Film Naboer to podróż do najbardziej tajemniczego miejsca na świecie – w głąb własnej duszy. To film o wstydzie, niedopuszczaniu prawdy do świadomości, wreszcie o przekraczaniu granic. Aż do zaskakującego finału...

Drzwi obok [Naboer] (2005), reż. Pål Sletaune

piątek, 19 sierpnia 2011

Teza/ Tesis (1996)

¿Porque le interesa la violencia? To pytanie słyszy od swojego promotora Angela, która zdecydowała się pisać pracę dyplomową poświęconą zagadnieniu przemocy w mediach. Dziewczyny nie skłoniła do tego bynajmniej fascynacja makabrą, lecz, jak deklaruje, głęboka odraza do obrazów epatujących okrucieństwem. Kiedy w jej posiadanie dostaje się kaseta, na której zarejestrowane są ostatnie chwile życia jednej ze studentek, Angela postanawia, że nie spocznie, póki nie rozwiąże tajemnicy.

Swój pierwszy długometrażowy film Amenábar poświęcił tematyce tzw. "snuff movies'' zawierających dosadne sceny gwałtu i tortur. Obraz dosyć surowy, ale przez to niezwykle mroczny, nie tak stonowany jak późniejsza produkcja "Inni". Chociaż nie wszystkie wątki pozostają bez zastrzeżeń, "Teza" to przykład horroru-dreszczowca, o jakie rzadko we współczesnym kinie: niewymuszone napięcie oraz prawdziwe przesłanie -- każdy z nas jest potencjalnym odbiorcą "nieetycznego przekazu". Specom od oglądalności wystarczy odrobina ludzkiej psychologii, znajomości pierwotnych lęków i pragnień, by przykuć uwagę widza do ekranu. Wszystko w imię credo: "Dajcie publiczności to, czego chce". 

Stephen King stworzył swojego czasu ciekawą przypowiastkę, mającą zobrazować, jaką funkcję w życiu przeciętnego odbiorcy pełnią horrory. Każdy z nas jadąc nocą po autostradzie i widząc krzątającą się na poboczu przy rozbitym samochodzie policję czy służby medyczne odruchowo zwolni. Nawet jeżeli nie musi. Tylko po to, żeby sekundę dłużej przyjrzeć się wrakowi, rozbryzgom krwi lub - jeżeli dopisze szczęście – zmiażdżonemu ciału. By poczuć nagły przypływ adrenaliny, a później przyśpieszyć i zniknąć za zakrętem. Temu samemu służą horrory: dostarczają perwersyjnych emocji bez ryzyka. Trzeba jednak pamiętać, iż adrenalinę od heroiny różni tylko kilka liter –- i obie uzależniają równie mocno. Chwila nieuwagi i dobra zabawa zamienia się wyniszczający nałóg.(źródło: http://www.arenahorror.pl/ARENA_HORROR/filmy/filmy_tesis.HTML)

wtorek, 9 sierpnia 2011

Roger Corman: władca klasy B na Letniej Akademii Filmowej

Producent, reżyser, aktor. Enfant terrible amerykańskiego kina . Zasłynął głównie adaptacjami dzieł Edgara Allana Poego. Mając do dyspozycji niewielki budżet, potrafi(ł) wyczarować kino, które do dziś pozostaje klasą samą w sobie. Podczas tegorocznej Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu można podziwiać wybrane filmowe propozycje z jego dorobku, również te z gatunku splatter movie, czyli krwiste, choć nie zawsze krwawe kino grozy. Dla koneserów i wytrwałych. Albo po prostu sentymentalnych. Poniżej selektywna filmografia Cormana.

  • Day the World Ended (1955) -  w 2001 roku nakręcono remake filmu; pl tytuł "Dzień końca świata"
  •  The Undead (1957) - historia prostytutki, którą seans hipnozy przenosi w czasy średniowiecza
  • Sorority Girl (1957) - w 1994 roku powstał remake pt. "Confessions of A Sorority Girl"
  • The Saga of the Viking Women and Their Voyage to the Waters of the Great Sea Serpent (1957) - prawdopodobnie jeden z najdłuższych tytułów filmowych
  • A Bucket of Blood  (1959) - horror komediowy
  • House of Usher (1960), The Pit and the Pendulum (1961), The Premature Burial (1962), Tales of Terror, The Raven (1963), The Haunted Palace (1963) [tytuł pochodzi z opowiadania Poego, treść - oparta jest na The Charles Dexter Ward Lovecrafta], The Masque of the Red Death (1964), The Tomb of Ligeia  - seria ekranizacji opowiadań Poego, zrealizowanych we współpracy z Richardem Mathesonem (autor opowiadań z dreszczykiem, które posłużyły za podstawę scenariusza serialu The Twilight Zone oraz Filmu The Box. Pułapka), wszystkie miały ogromny wpływ na włoskie kino grozy (np. Dario Argento)
  • The Little Shop of Horrors (1960) - historia osnuta wokół ciągu dziwnych wydarzeń wywołanych obecnością pożerającej ludzi rośliny; chyba najbardziej charakterystyczny film Cormana, zawierający elementy farsy i czarnego humoru; obraz znacznie zyskał dzięki debiutanckiej roli Jacka Nicholsona
  • Tower of London - horror historyczny o krwawym Ryszardzie III Yorku, który ponosi klęskę podobną do Makbeta
  • The Terror (1963)
  • Dementia 13 - film wyreżyserowany i przez Francisa Forda Coppolę (!), Corman był producentem
  • Bloody Mama (1970) - "Krwawa mamuśka" oceniona przez AFI jako jeden z 10 najlepszych filmów gangsterskich; pojawi się na festiwalu
  • Frankenstein Unbound (1990) - reżyserski powrót Cormana po niemal 20 latach przerwy