Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kino norweskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kino norweskie. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 października 2011

Szaleństwo cię wybawi ? – zbrodnia i kara na ekranie (part 1)


Obłęd, koszmarne wizje i zaburzenia percepcji filmowych bohaterów to nie przypadek. Czasem wystarczy wejrzeć w ich przeszłość.

Ale jeśli tego nie uczynicie, oto zgrzeszycie Panu,
a wiedzcie, że grzech wasz znajdzie was”.
Księga Liczb 32:23

Kino to jedna z tych sztuk, która pozwala przeżywać katharsis. Może nie w pierwotnym – greckim znaczeniu tego słowa, ale raczej w sensie projekcji własnej winy, która prześladuje sprawcę. Motyw winy i kary w kinematografii nie jest zjawiskiem nowym i nie ogranicza się wyłącznie do filmów grozy, chociaż ten gatunek sobie szczególnie upodobał. Wśród wariacji na temat owego motywu dają się zauważyć pewne tendencje: szaleństwo bohatera związane z wypartą przeszłością i zapomnianą winą, której stopniowe odkrywanie prowadzi do kulminacji oraz umysł człowieka jako źródło zaburzonej percepcji i największe niebezpieczeństwo. Prześledźmy zatem poszczególne kręgi filmowego inferna.

Koszmar w czterech ścianach
Kto z nas nie zna filmów, w których ogromny, opuszczony dom albo klaustrofobiczne mieszkanie pobudzają najciemniejsze strony umysłu ludzkiego, by stać się miejscem niewytłumaczalnych zjawisk? Ale demonizacja przestrzeni mieszkalnych w postaci skrzypiących schodów, labiryntów mrocznych korytarzy, kapiących kranów i zakurzonych strychów nie jest wyłącznie zabiegiem czysto dekoracyjnym, lecz niejednokrotnie stanowi ważny element kompozycyjny współgrający z fabułą. Sfera ta staje się miejscem rozgrywki między umysłem bohatera a wypartą przeszłością. W ten sposób wewnętrzna psychoza jest sublimacją zapomnianej winy.
Niezapomniany przykład stanowi „Lokator” („Le Locataire”, 1976) Romana Polańskiego, nakręcony na podstawie opowiadania Rolanda Topora „Chimeryczny lokator”. Niepozorny urzędnik polskiego pochodzenia wprowadza się do mieszkania w jednej z paryskich kamienic. Poprzednia lokatorka – Simone Choule – próbowała popełnić samobójstwo, rzucając się z okna. Polański pozwala nam wejść w umysł Trelkovsky'ego i z jego perspektywy obserwować stopniowe narastanie obłędu. Pozornie nieznaczące sygnały jak dziwne znalezisko w ścianie czy odgłosy tego, co dzieje się za ścianą lub niepokojące cienie w oknach naprzeciwko są w rzeczywistości projekcją wydarzeń z życia bohatera, które nękają go od czasu spotkania z Simone w szpitalu. Splot niewytłumaczalnych okoliczności oraz natrętnie powracających déjà vu prowadzi do powolnego utożsamienia się Trelkovsky'ego z byłą lokatorką. Tylko czy wszystkiemu winien jest obłąkany umysł czy osaczający go mieszkańcy kamienicy?
Film Polańskiego, chociaż nie mówi explicite o żadnej zbrodni ani nie daje konkretnych poszlak co do interpretacji zakończenia, przetarł ścieżki twórcom lubującym się w kafkowskich klimatach. W 2005 roku ukazał się obraz „Drzwi obok” („Naboer”) mało znanego w Polsce reżysera norweskiego Påla Sletaune'a. Film wzbudził spore kontrowersje, głównie ze względu na naturalistyczne, niekiedy śmiałe sceny erotyczne. Ponownie zanurzamy się w umyśle zbrodniarza, który przemierzając mroczne zakamarki swojej kamienicy, przypomina sobie własną przeszłość, by odkryć przerażającą prawdę o sobie. Widz od samego początku niemal do końca nie zdaje sobie sprawy, że uczestniczy w wielkiej mistyfikacji, którą reżyseruje główny bohater – John, interpretując wypartą z pamięci przeszłość na nowo. Obrazy rzeczywistości powracają jednak, przedzierając się przez zaporę podświadomości. Obłęd u Sletaune'a, odwrotnie niż u Polańskiego, jest wyłącznie dziełem jednostki, a jego przyczyny są bardziej oczywiste. Przesłanie jednak pozostaje bardzo bliskie: od zbrodni nie ma ucieczki, a najstraszliwszą karą jest szaleństwo.

Lek na bezsenność
Jeszcze bardziej zagadkowy wydaje się film „Czekając na sen” („Chasing Sleep”, 2000) Michaela Walkera. Pewnego dnia Ed Saxon budzi się i zdaje sobie sprawę, że jego żona nie wróciła do domu. W połowicznym delirium spowodowanym mieszaniną tabletek na bezsenność i alkoholu, zgłasza zaginięcie, lecz tak naprawdę coraz bardziej się izoluje, pozwalając zawładnąć sobą własnemu domowi. Poszczególne pomieszczenia stają się zakamarkami jego umysłu, wizualizacjami strzępów przeszłości, która nie chce dotrzeć do nas w czystej postaci. Prowadzący śledztwo policjanci przypominają funkcjonariuszy z powieści Kafki, dziwny przedmiot pod komodą przywodzi na myśl surrealistyczne obrazki z filmów Lyncha, a pukający do drzwi domu sąsiedzi są tak irracjonalni w swoich prośbach, że nie wydaje się, by mogli być czymś więcej niż tylko wytworami logiki sennej. Okoliczności zaginięcia żony nie wyjaśniają się wraz z nadejściem nowego dnia, staje się natomiast coraz bardziej prawdopodobne, że kobieta została zamordowana. Cień podejrzenia pada na walczącego z hydrauliką domu Eda, którego coraz częściej nękają przerażające wizje zniekształconego dziecka i poćwiartowanego ciała. Wina krzyczy coraz głośniej. Jakby powiedzieli Amerykanie: „Murder will out”. Jednak prawda znów ginie w czeluściach narkotycznych wizji, pozostawiając widza w dręczącej niepewności.
Oka nie może zmrużyć od kilku miesięcy również Trevor Reznik (od czeskiego „rzeźnika”), tytułowy mechanik z jednego z najciekawszych filmów Brada Andersona. Złudzenia i urojenia są w rzeczywistości wytworem nękanego wyrzutami sumienia umysłu, a wszelkie postaci – projekcją wydarzeń z przeszłości. Znamienne jest, że na stoliku nocnym Trevora leży „Idiota” Dostojewskiego. Przywodzi to na myśl opowiadanie „Sobowtór” tego samego autora, które mogło posłużyć reżyserowi za inspirację, gdyż nieistniejący Ivan to nikt inny jak Doppelgänger alter ego Reznika. Dopiero kiedy mężczyzna dobrowolnie udaje się na komisariat, by zgłosić dokonane rok wcześniej przestępstwo – ucieczkę z miejsca wypadku – następuje symboliczne katharsis: nadchodzi upragniony sen. Podobny motyw, związany z ucieczką bohatera ze sceny zbrodni podejmuje „Diabeł” („Devil”), który w zeszłym roku pojawił się na ekranach. Filmowi może bliżej do tradycyjnego sposobu pojmowania dobra i zła, niemniej jednak interesująco pokazuje jak nieodpokutowana wina szuka chwili, by o sobie przypomnieć. Aż chciałoby się zacytować słowa wypowiedziane przez wygadaną Mattie Ross z „Prawdziwego męstwa”: „You must pay for everything in this world, one way and another. There is nothing free except the grace of God” („Za wszystko na świecie w jakiś sposób trzeba płacić. Nic nie ma za darmo oprócz łaski Boga”).

środa, 14 września 2011

Kiedy rozum śpi...


Mówi się, że własny dom jest najbezpieczniejszym miejscem dla każdego człowieka – azylem, który pozwala zrzucić maskę życia codziennego. Odwrotna zasada zdaje się obowiązywać w kinie. Front kamienicy jakich wiele, poszarzały tynk. Kręte, wtopione w mrok schody i przypominające labirynt korytarze. Twoją jedyną bronią jest umysł. Kiedy zamykają się za tobą drzwi, budzą się upiory. 
 
Mało znany w Polsce thriller psychologiczny Drzwi obok (Naboer) z 2005 roku, trzeci film fabularny Påla Sletaune'a, stał się prawdziwym przełomem w jego karierze i przyniósł temu norweskiemu reżyserowi uznanie w kraju i za granicą. Filmowi dało to miejsce pośród takich klasyków gatunku kina skandynawskiego jak De dødes tjern Kårego Bergstrøma. Mroczne przestrzenie i niezwykle sugestywne dialogi oraz gra aktorów sprawiają, że filmowa fikcja Drzwi obok – słusznie nazywanych „Alicją w krainie czarów dla dorosłych” – przybiera podwójne oblicze: jawy i snu. Głównego bohatera – Johna (Kristoffer Joner) rzuca dziewczyna. Tego samego dnia mieszkająca na końcu korytarza kobieta prosi go o wyświadczenie jej przysługi. Anne (Cecilie Mosli) mieszka razem z Kim (Julia Schacht), którą nazywa swoją siostrą. Drzwi barykadują szafą. Na pytania Johna odpowiadają kolejnymi pytaniami, które wkrótce przekształcają się psychologiczną grę rodem z Maga Johna Fowlesa. Stopniowa dezorientacja zaczyna ustępować erotycznej fascynacji, która znajduje ujście w głęboko skrywanych fantazjach Johna. Dwie kobiety, niczym boginie o hipnotyzujących spojrzeniach, stają się przewodniczkami bohatera po imaginarium własnych pragnień. Dlaczego tylko nie pamięta niczego, choć wszystko wydaje się tak znajome?

W niespełna 80 minutach Sletaune'owi udało się stworzyć symboliczną przestrzeń izolacji, podobną do Lokatora Polańskiego, na którą składają się skrzypiące windy, klaustrofobiczne pomieszczenia i wąskie korytarze wiodące do nieznanych drzwi. Błądzący John przypomina bohatera Kafkowskiego poruszającego się w labiryncie własnych urojeń. Tyle tylko, że mimo iż prawda i fikcja mogą się wzajemnie przenikać, świat zewnętrzny nie jest iluzoryczny. Tam czeka Johna konfrontacja z wypartą przeszłością – sam będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania, które otworzą drzwi do prawdy o sobie i własnej winie. 
 
Film jest wysmakowaną mieszanką motywów pozornie znajomych. Sletaune używa jednak gotowych elementów układanki na własny sposób, uciekając się do niestandardowych rozwiązań, czym zasłużył sobie na miano jednego z najbardziej charakterystycznych twórców współczesnego kina (zwłaszcza po premierze Doręczyciela [Budbringeren]). Już od pierwszych scen, poprzez umiejętne kadrowanie, reżyser wprowadza nas w mroczny świat miejskiej kamienicy. Przesycony dziwną, na poły senną logiką klimat potęguje niepokojąca muzyka. Fabuła zawiązuje się już od pierwszych scen i skutecznie wciąga w otchłań kamienicy. Najbardziej fascynująca jest ta zawieszona w atmosferze nieokreśloność. Zagadkowy jest też magnetyzm dialogów balansujących na granicy kokieterii, irracjonalnej logiki snu i odwzajemnionej niepewności. Sam reżyser mówi o swoim dziele w ten sposób: „To wariacja na temat dość powszechnego koszmaru: pewnego dnia odkrywasz drzwi do sąsiedniego mieszkania. Przekroczenie ich progu powoduje, że znajdujesz się w świecie, w którym reguły normalnego świata nie mają zastosowania. To, co tam odkrywasz, jest odrażające i jednocześnie przyciąga. Znajdujesz się w świecie, w którym musisz stawić czoła swym najgłębszym lękom. To najbardziej fascynujące, a zarazem przerażające doświadczenie twego życia”. Film Naboer to podróż do najbardziej tajemniczego miejsca na świecie – w głąb własnej duszy. To film o wstydzie, niedopuszczaniu prawdy do świadomości, wreszcie o przekraczaniu granic. Aż do zaskakującego finału...

Drzwi obok [Naboer] (2005), reż. Pål Sletaune