niedziela, 12 lutego 2012

Nazizm w konwencji groteskowej?

Inwencja twórców horrorów nurtu gore i splatter czy filmów SF jest nieograniczona. Głównie dlatego, że zadowala się nawet najbardziej absurdalnymi fabułami. Niekiedy z zaskakująco dobrym skutkiem. Wkrótce premiera "Iron Sky", który w kreatywny sposób eksploatuje wątek nazistowski.

Twórcy "Iron Sky", komedii science-fiction o nazistach zamieszkujących ciemną stronę Księżyca, zaprezentowali swój obraz 11 lutego podczas festiwalu Berlinale.

Rok 1945. Grupa naukowców na czele z Hansem Kammlerem dokonuje epokowego odkrycia w badaniach nad stanem nieważkości. Z tajnej bazy nazistów na Antarktyce zostają wysłane statki kosmiczne z misją utworzenia na Księżycu nazistowskiej bazy "Schwarze Sonne" (niem. "czarne słońce"), która miałaby zająć się stworzeniem niepokonanej floty. Akcja filmu rozpoczyna się w roku 2018, kiedy to potomkowie nazistów decydują się powrócić na Ziemię z zamiarem jej podbicia. Reżyserią zajął się Timo Vuorensola, a za produkcję odpowiedzialny jest Tero Kaukomaa z Blind Spot Pictures. Polską premierę zapowiedziano na 27 kwietnia.


W 2009 roku norweski reżyser Tommy Wirkola stworzył obraz "Død snø" (znany w Polsce pod tytułem "Zombie SS"), który, zdawałoby się, jest skazany na niepowodzenie ze względu na dość oryginalne zestawienie motywów: studenci medycyny,  którzy wybierają się na wspólny weekend w górach i nieprzyjazne zombie, którzy okazują się oficerami SS należącym do batalionu pułkownika Herzoga -- jedynej jednostki niemieckiego okupanta, która w 1945 roku padła ofiarą skandynawskiego mrozu. Jednak jak twierdzą sympatycy, film broni się pod warunkiem, że... nie bierzemy go na serio! I dowodzi, że naziści są wśród nas, a tropienie ich śladów może konkurować z szukaniem samego Elvisa.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz