Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arcydzieło. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arcydzieło. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 sierpnia 2012

A jeśli to wszystko jest iluzją...


"Fanny i Alexander" to jeden z najbardziej intrygujących i zarazem pracochłonnych projektów Bergmana, co jest między innymi przyczyną, dlaczego powstały w 1982 roku obraz nie jest tak znany jak nakręcona dobrych kilka lat wcześniej "Persona". Film zyskał jednak uznanie publiczności na całym świecie, co zaowocowało m.in. Nagrodą Akademii Filmowej dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Skoro już mowa o pracochłonności, trzeba wspomnieć, że wersja reżyserska filmu, uznawana przez samego Bergmana za jedyną właściwą, trwa aż 8 godzin. Istnieje również ''skrócona'' kinowa wersja trzygodzinna. Ingmar Bergman w jednej z rozmów miał powiedzieć: "Proszę zapomnieć o wersji trzygodzinnej! Uważam że jest okropna... Prawdziwy film Fanny i Aleksander trwa ponad pięć godzin. To nie jest film zrobiony po to, żeby go oglądać przez godzinę jednego tygodnia, a potem drugą godzinę i tak dalej. Ten film trzeba obejrzeć za jednym zamachem, z przerwą na obiad czy kolację. No i oczywiście bez czołówki serialu telewizyjnego. To jedyna wersja do zaakceptowania". Mimo że fabuła filmu rozwija się leniwie, zwłaszcza w pierwszej części, kiedy poznajemy stosunki panujące w rodzinie Ekdahlów, każda minuta poświęcona seansowi jest warta swojej ceny.


Akcja filmu rozpoczyna się w roku 1907, gdy rodzina Ekdahlów świętuje Boże Narodzenie. Głową rodu jest Helena, matka trzech synów: Oskara, Carla i Gustawa Adolfa. Wkrótce Oskar umiera, pozostawiając żonę Emilię oraz dwoje dzieci -- córeczkę Fanny i syna Aleksandra. Niebawem Emilie ponownie wychodzi za mąż za protestanckiego pastora, człowieka niezwykle oschłego i surowego. Fanny i Aleksander cierpią z powodu braku miłości, lęku i osamotnienia. Jednak wydarzenia przyjmą wkrótce zupełnie nieoczekiwany obrót...

W filmie można dopatrywać się wielu motywów biograficznych oraz ulubionych wątków reżysera. Szwedzki mistrz doskonale łączy realizm z elementami fantastyki i grozy. W efekcie otrzymujemy prawdziwą mieszaninę gatunków, począwszy od dramatu, poprzez studium psychologiczne rodziny i życia warstw wyższych, na traktacie moralno-filozoficznym skończywszy. Obowiązkowy seans nie tylko dla milośników twórczości Bergmana.



czwartek, 5 kwietnia 2012

...i wielkie milczenie zostało po nich. "Koń turyński".


Koń turyński Béli Tarra jest jednym z najbardziej zagadkowych filmów powstałych w ostatnim czasie. Utrzymany w mrocznej atmosferze film stanowi refleksję nad rozpadem świata. Autorem scenariusza jest współpracownik i przyjaciel Tarra, pisarz, autor Szatańskiego tanga - László Krasznahorkai.

Punktem wyjścia Konia turyńskiego stała się anegdota o Fryderyku Nietzschem, który w 1889 roku pochylił się nad losem konia bitego przez chłopa przy drodze. Filozof obejmuje zwierzę za szyję i płacząc, popada w obłęd, który na zawsze oddzieli go od świata. Tarr i Krasznahorkai podkreślają, że to właśnie Nietzsche był dla nich źródłem inspiracji, choć fabuła filmu skupia się wokół rzeczonego konia, jego właściciela oraz córki właściciela. Akcja filmu rozgrywa się w ciągu sześciu dni w ciemnej, wiejskiej chacie, a całość układa się w przytłaczającą wizję końca świata.

Według reżysera, film odzwierciedla "ciężar ludzkiej egzystencji", która tkwi nie w nieustannej myśli o śmierci, lecz w codziennej rutynie. Tarr uważa, że właśnie obserwowanie wykonywanych przez bohaterów codziennych czynności i rytuałów pozwala zauważyć, co jest nie tak w ich życiu. "Jest w tym coś bardzo prostego i czystego" -- twierdzi Tarr. "Koń turyński", zapowiadany jako ostatni film w karierze węgierskiego twórcy, jest z pewnością filmem przełomowym dla samego reżysera, oznaką dojrzałości w podejściu do kręcenia filmów. Tarr twierdził, że kiedy kręcił swój pierwszy film, marzył o tym, by zmienić świat. Teraz rozumie, że wiele z tych problemów jest bardziej skomplikowanych, niż mogłoby się wydawać. "Nie wiem, co nadejdzie, ale widzę coś, co jest bardzo blisko: koniec".


Filozofia Nietzschego patronuje fabule filmu, chociaż intencją Tarra było zawarcie autorskiej refleksji, innej niż stwierdzenie "Bóg umarł". Tajemniczy gość, który pojawia się w jednej ze scen, został nazwany przez Tarra "nietzcheańskim cieniem", który winą za zmierzający ku zagładzie świat obarcza nie tylko siłę wyższą, ale również człowieka.






W tym 2 i pół godzinnym obrazie nie znajdziemy więcej niż 30 ujęć. Niespieszny montaż, powoli tocząca się akcja, która w zasadzie ma "trwać" aniżeli posuwać wydarzenia do przodu, przywodzą na myśl filmy Tarkowskiego. Malarskie i wyważone kompozycje kadru pozwalają na kontemplację codziennej, powtarzalnej egzystencji mężczyzny i jego córki. W świecie, który zieje wrogością i z każdym dniem wciąga nas w apokaliptyczną otchłań.



The Turin Horse / A torinói ló,
reżyseria: Béla Tarr,
występują: János Derzsi, Erika Bók, Mihály Kormos, Węgry / Francja / Niemcy / Szwajcaria / USA 2011, 
146 min., 
dystrybucja w Polsce: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty



niedziela, 25 marca 2012

A miało być jak w bajce...

Czasami świadomie porzucamy wygodny fotel kinomana, by udać się w wędrówkę po najciemniejszych zakątkach kina. Dobrą propozycją mogą okazać się nie najnowsze, ale wciąż nie tak znane "Lilja 4-ever" i "Import/Export".

"Lilja 4-ever" (2002) to przejmujący dramat, którego akcja dzieje się w jednej z byłych republik radzieckich (w wielu recenzjach wspomina się o Estonii). Film otwiera jedna z końcowych scen, w której tytułowa bohaterka -- szesnastoletnia Lilja -- w podartym ubraniu, zadraśniętą twarzą i potarganymi włosami, biegnie w kierunku wiaduktu. Z jednej strony chce przed czymś uciec, lecz z drugiej wie, że pozostało jej już tylko jedno wyjście... Historia rozpoczyna się jak współczesna wersja bajki o kopciuszku. Na wieść, że jej matka wyjeżdża ze swoim kochankiem do Stanów, Lilja ochoczo pakuje swoje rzeczy (pieczołowicie owijając obrazek święty). Szybko jednak okazuje się, że dziewczyna będzie musiała pozostać w swoim mieście: sama, bez perspektyw, pieniędzy i pracy. Kiedy pewnego dnia poznaje Andrieja, który proponuje jej wyjazd do Szwecji, wydaje się, że będzie to przepustka do raju...



"Lilja" to kino miejscami mocne, miejscami melancholijne. Na pewno nie można powiedzieć, że nie ma filmów odważniejszych lub dobitniej pokazujących problem prostytucji, turystyki seksualnej i innych dylematów życia codziennego, jakie zgotował mieszkańcom postkomunistycznych republik świt kapitalizmu. Ale z pewnością jest to obraz, który poruszy czułe struny. Dla wielbicieli gatunku i pozbawionych nadziei krajobrazów godnymi polecenia będą również "Ładunek 200" Bałabanowa i "Szczęście ty moje", które niedawno gościło na ekranach polskich kin.

"Import/Export" Ulricha Seidla to losy dwojga ludzi, które idą w przeciwnych kierunkach. Olga, pielęgniarka z Ukrainy, porzuca rodzinę w poszukiwaniu lepszego życia na zachodzie i kończy jako sprzątaczka na oddziale geriatrycznym w Austrii. Paul, bezrobotny ochroniarz z Wiednia, szuka celu, dla którego warto wstać rano. Razem z ojczymem wyrusza na wschód i trafia na Ukrainę. Dwoje młodych ludzi pragnie rozpocząć nowe życie, ale styka się z brutalną rzeczywistością. 

sobota, 25 lutego 2012

Jak trudno dzisiaj być człowiekiem

"Wstyd" Steve'a McQueena został okrzyknięty najbardziej oczekiwanym filmem roku na wiele miesięcy przed światową premierą. Szybko też zarezerwowane dla niego zostały etykietki "kontrowersyjny", "prowokacyjny" czy nawet "obrazoburczy". I, choć taka interpretacja nic filmowi nie uwłacza, niewiele ma też wspólnego z rzeczywistością.

Steve'a McQueena szczególnie interesują granice ludzkiej cielesności i tego, jakie ona niesie ze sobą implikacje dla sfery duchowej, czego przykładem była jego wcześniejsza produkcja "Głód". "Wstyd" przedstawia historię 30-letniego singla z Nowego Jorku, który jest uzależniony od seksu. Relacje, jakie utrzymuje z zamawianymi partnerkami, trudno nazwać nawet powierzchownymi, skutkiem czego coraz wyraźniej dają o sobie znać także samotność oraz uczucie braku zrozumienia. Klasyczny przypadek ofiary współczesnego modelu wolnych związków oraz miejskiego trybu życia. Praca, dom i nocne życie. I wstydliwy nałóg, który wpędza w poczucie winy. Tryb życia Brandona (Michael Fassbender) funkcjonuje na zasadzie błędnego koła. Jedyną osobą, która stara się podać mężczyźnie pomocną dłoń, jest jego siostra Sissy, o lekko rozhisteryzowanej osobowości -- zupełne przeciwieństwo wycofanego i powściągliwego Brandona.


McQueen stworzył przytłaczające studium bezradności człowieka wobec współczesności, a także wyzwań jakie niesie ze sobą płciowość i jej patologie. Obraz jest jednak o wiele bardziej przygnębiający w swej wymowie niż "kontrowersyjny". Nazwanie filmu zawierającego kilka średnio dosadnych i w dodatku uzasadnionych formalnie scen stosunku "prowokacyjnym" jest co najmniej sztuczną pruderią. Zwłaszcza, że intencją reżysera nie było szokowanie. Poza tym, o wiele bardziej do tej kategorii kwalifikują się filmy Hanekego, Solondza, Schlingensiefa czy Pasoliniego, które ukazują ludzkie dewiacje w jeszcze bardziej naturalistyczny sposób. 

Jednocześnie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że "Wstyd" wpisuje się w ten sam nurt tematyczny co "Code Blue" Urszuli Antoniak, który niedawno gościł na ekranach kin. Lub "Painistka" Michaela Hanekego. Alienacja we współczesnym społeczeństwie i przejmująca samotność, która zmusza nas do zakładania przeróżnych masek i uczestniczenia w teatrze życia codziennego, w którym nie ma miejsca na danie upustu naszym najskrytszym pragnieniom. Tłumiona seksualność objawia się dopiero w intymności. Ale sam akt fizyczny rzadko kiedy gwarantuje nawiązanie więzi. "Wstyd" nie przekracza granic dobrego smaku ani moralności. Jedynie odwzorowuje codzienność niemałej części społeczeństwa. Albo aż odwzorowuje.

czwartek, 23 lutego 2012

Christoph Schlingensief i jego filmy

Prowokator jakich mało. Obrazoburca i jeden z najbardziej enigmatycznych twórców współczesnego kina. Bezkompromisowy. Kino.Lab w Centrum Sztuki Współczesnej zaprasza od 28 lutego na retrospektywę niemieckiego reżysera oraz debaty na temat jego twórczości.

Filmy przewidziane w projekcjach:

Egomania (1986)
Apokalipsa w krainie Wiecznej Zmarzliny. Tilda Swinton oraz Udo Kier w wizji ostatecznego końcu końca świata w interpretacji Schlingensiefa. Zachwycający wizualnie melodramat o miłości, zazdrości, chciwości, pragnieniu i morderstwie osadzony pomiędzy zaćmieniem słońca, orkiestrowymi pieśniami i dalekimi odgłosami wzburzonego morza. 

120 dni Bottropu (1997)



100 lat Adolfa Hitlera 
Ostatnia godzina w bunkrze Führera, tuż przed upadkiem nazistowskiego reżimu. Jego przedstawiciele toczą swoja własna wojnę.Groźne, kręte i intrygujące: ciemne korytarze bunkra Führera są idealnym miejscem dla wszelkiego rodzaju ekscesów. Udo Kier (Hitler), Alfred Edel (Göring), Dietrich Kuhlbrodt (Goebbels), Brigitte Kausch (Eva Braun) i inni odgrywając swoje role, ukazują banalność zła w całej swojej okazałości. „100 lat Adolfa Hitlera” jest kluczowym dziełem w całej twórczości Schlingensiefa. Pozwala widzowi doświadczyć początków tworzenia typowego dla niego klimatu. Nigdy wcześniej artysta nie zbliżył się tak bardzo do gatunku zwanego Direct Cinema. 

Niemiecka masakra piłą mechaniczną
Przełomowy film Schlingensiefa, dzięki któremu autor pozostał w świadomości widzów jako jeden z najbardziej niekonwencjonalnych, śmiałych i odkrywczych twórców kina. Film łączy estetykę trashowych horrorów z eksperymentalnymi korzeniami Schlingensiefa. Krwawy, wrzaskliwy i irytująco satyryczny horror, pełen czarnego humoru politycznego w pełni zasługuje na status kultowego filmu. Wydarzenia pierwszego dnia zjednoczenia Niemiec doprowadziły do odkrycia jednej z najbardziej dziwacznych zbrodni w jej historii; sześcioosobowa zachodnioniemiecka rodzina z Ruhrpott zmasakrowała grupę emigrantów z NRD.

Menu total
Reżyser o swoim filmie:
„Historia małego chłopca, który morduje całą swoją rodzinę. Oczywiście, gdy film się ukazał wszyscy myśleli, że miałem trudne dzieciństwo. Że mój tata mnie zgwałcił, a nawet gwałcił wielokrotnie przy różnych okazjach i tańczył wokół mnie ubrany w kobiece ciuchy i tak dalej. Jedyne, co mogę na ten temat powiedzieć, to to, że jeżeli faktycznie tak było, to ja tego nie pamiętam. Nigdy nie widziałem mojego taty w bieliźnie, ani nic takiego. Nie przypominam sobie tez żadnych gwałtów, więc jeżeli miały one miejsce, to byłem zbyt mały, żeby to zapamiętać. Moi dziadkowie też nie byli tego typu ludźmi. Ale gdzieś głęboko we mnie musi znajdować się jakieś mroczne miejsce. Miejsce wygłodniałe takich rzeczy jak to!”. Film wygwizdany na Berlinale w 1986! Wim Wenders wyszedł z projekcji po 10 minutach. Natomiast według reżysera jest to jego najlepszy film! 




piątek, 17 lutego 2012

Czar złotej epoki kina. Recenzja "Artysty"

Historia podobno lubi się powtarzać, a dobry film jest niczym wino -- im starszy, tym lepszy. "Artysta" jest prawdziwą ucztą dla kinomana o wyrobionym guście i dorasta do pochwał wynoszących go do rangi arcydzieła.

"Artysta" powstał z nostalgii i pragnienia stworzenia czegoś nowatorskiego. Paradoks? Francuski reżyser nie wątpił ani chwilę w powodzenie tego projektu. Michael Hazanavicius wielokrotnie podkreślał, że jego ambicją było stworzenie obrazu, który w wyrafinowany sposób nawiązywałby do złotej epoki kinematografii, a jednocześnie spełniałby oczekiwania współczesnych widzów. Zaznaczyć trzeba, że sentyment do kina niemego i czarno-białego obrazu to jedno, a intrygująca i wcale nie infantylna fabuła to drugie. Trudno się bowiem nie zgodzić, że oglądanie filmowych klasyków może być męką dla dzisiejszej widowni i to nie wynika bynajmniej z braku artystycznej wrażliwości czy standardów, do jakich przyzwyczaiło nas współczesne kino, ale też z faktu, że zmienił się świat w jakim żyjemy. Stąd też mało kogo śmieszą infantylne gagi rodem z komedii slapstickowej i mało kto czuje satysfakcję intelektualną, czytając urywki zdań z planszy i domyślając się i tak nieskomplikowanych dialogów bohaterów z ruchu ich ust. Dlatego do tego mariażu teraźniejszości i przeszłości byłam nastawiona sceptycznie. Jak się okazało, Hazanavicius nie tylko stworzył prawdziwą perełkę starannie dopracowaną pod kątem montażu, dźwięku i aktorstwa, ale też zdołał dokonać rzeczy iście nowatorskiej: tchnąć życie w formę filmu niemego.

Tytułowy artysta to George Valentin (nazwisko nawiązuje zapewne do Rudolfa Valentino), czołowa gwiazda kina niemego (w tej roli doskonały Jean Dujardin o wyglądzie amanta z lat 20.). Przypadkowo spotyka on Peppy Miller (w tej roli równie doskonała Bérénice Bejo), młodą tancerkę, która marzy o hollywoodzkiej karierze filmowej. Los chce, że drogi tych dwojga schodzą się na planie filmowym. Gwiazda George'a błyszczy jednak do czasu, kiedy producent nie pokaże mu pierwszego filmu dźwiękowego. Artysta nie chce o tym słyszeć. Wszak nie jest marionetką. Jednak nadejście nowego medium staje się życiową szansą dla młodej Peppy...

Scenariuszowo Hazanavicius nie odchodzi od konwencji kina niemego; w strukturze filmu można łatwo wyróżnić wprowadzenie, dosyć stereotypowy rozwój akcji, punkt kulminacyjny i rozwiązanie. Co ciekawe, filmowe dénouement, nie do końca przewidywalne, utrzymane jest w zaskakująco dobrym guście i nie stanowi prostego odniesienia do sytuacji zarysowanej w pierwszych scenach filmu. Otrzymujemy historię na pograniczu romansu, musicalu i dramatu, a wszystko to w oparciu o oryginalny pomysł zderzenia, a następnie mariażu przeciwstawnych technik filmowych.

Reżyser podaje wytworny produkt opakowany wybitną muzyką, który nie ma stymulować nas do rozważania człowieczej kondycji czy doszukiwania się w prostych dialogach wartości intelektualnej. Sam Hazanavicius mówił, że "Artysta" to laurka, list miłosny do kina. Na całokształt wpływ miała zarówno twórczość Hitchcocka, Murnaua, Langa, Forda, Lubitscha czy Wildera. To jakby magiczna, sentymentalna podróż w czasie do złotej epoki, do początków kina, a przeszłość zawsze niesie ze sobą pewien element sentymentalny. To film dla tych, którzy dadzą się oczarować dźwiękom klasycznej muzyki, tanecznym ruchom oraz emploi aktorów kina niemego. "Artysta" ma poruszać czułe struny duszy u tych, którzy kino umiłowali z całym jego anturażem. 

artykuł można również przeczytać na serwisie wiadomosci24.pl

piątek, 3 lutego 2012

W czasach, kiedy kino było luksusem dla wybranych...

Film "Artysta" to projekt pod wieloma względami niezwykły. W związku z ogromnym zainteresowaniem wokół obrazu, polski dystrybutor zdecydował się przesunąć premierę planowaną pierwotnie na 24 lutego 2012r. Pierwsze pokazy "Artysty" zobaczymy w wybranych kinach już 10 lutego!

 
Projekt reżysera Michela Hazanaviciusa budzi zainteresowanie przede wszystkim od strony formalnej, gdyż film został nakręcony w technice czarno-białej i stanowi podróż sentymentalną do złotego okresu kina, jeszcze przed epoką dźwiękową. W warstwie fabularnej jest to opowieść, która dzieje się pod koniec lat 20. XX wieku. 

Koniec kina niemego stanowił niejako koniec karier wielu gwiazd, będących u szczytu popularności. Czy słynny aktor George Valentin (Dujardin) podzieli los „wielkich zapomnianych”? Czy płomienna miłość, która wybuchnie między nim a początkującą tancerką Peppy Miller (Bejo) zainspiruje go do walki o miejsce w świecie „nowego” Hollywood i ocali przed zapomnieniem oddanej kiedyś publiczności? 

Jak obiecuje reżyser, obraz w niezwykle wysmakowany sposób łączy oczekiwania współczesnych widzów z tym, co w klasyce kina najlepsze. Film otrzymał 3 Złote Globy oraz 10 nominacji do nagrody Oscara. Przez wielu już uznawany za arcydzieło.

"Artysta" zawita do wybranych polskich kin już 10 lutego, kolejne kina rozpoczną projekcje 17 i 24 lutego br.

"The Artist": Official Trailer & Main Theme



środa, 25 stycznia 2012

W złotej klatce drobnomieszczańskiego rytuału

"Rzeź" ("Carnage") Romana Polańskiego, która wzięła szturmem rodzime kina, to film inny niż wszystkie dotychczasowe w dorobku reżysera. Film studyjny, utrzymany w konwencji teatru telewizji, mocno bazujący na dialogach. W kwestii tematyki powrót do dialektyki napięć międzyludzkich w stylistyce "Noża w wodzie", konstrukcyjnie -- ponowny flirt z motywami klaustrofobicznych przestrzeni rodem z "Lokatora". Polański ponownie dowodzi swojego mistrzostwa formalnego. Co jednak kryje się za scenariuszem tego mieszczańskiego piekiełka?

Scenariusz "Rzezi" powstał w oparciu o sztukę "Bóg mordu" Yasminy Rezy. Pisząca po francusku autorka -- urodzona w Moskwie córka irańskiego Żyda i Węgierki -- pozostaje zagorzałą demaskatorką mieszczańskiej hipokryzji, która stanowi przykrywkę dla rządzących nami atawizmów i dyletanctwa. Wszystko zaczęło się od publikacji "Sztuki" -- dramatu będącego satyrą na francuską klasę średnią. Tematem utworu jest historia paryżan, których przyjaźń zostaje poważnie nadwerężona z powodu różnicy zdań dotyczących oceny obrazu współczesnego malarza. Od miłości do nienawiści jeden krok. Dramat doczekał się tłumaczenia na 35 języków (!), a Reza -- wielu prestiżowych nagrród, m.in. Nagrody Moliera.

Szlaki kariery pisarskiej zostały przetarte: za "Sztuką" na sceny europejskie trafiły kolejne dzieła: "Rozmowy po pogrzebie" (1987), ''Przypadkowy człowiek" oraz "Sztuka hiszpańska". Co ciekawe, Reza sprawdza się także w prozie: w 2007 roku opublikowała książkę "Świt, wieczór lub noc" poświęconą Nicolasowi Sarkozy'emu i jego kampanii prezydenckiej.

"Rzeź" oparta na "Bogu mordu" to nie pierwszy przypadek kooperacji Polańskiego i francuskiej pisarki. Reza dokonała również adaptacji "Przemiany" Kafki, którą Polański wyreżyserował w Theatre du Gymnase. Sztuka jest taka jak film: kameralna, minimalistyczna w środkach wyrazu, ale to w zupełności wystarcza, by obnażyć konflikt i podziały ideowe, w których do głosu dochodzą pierwotne instynkty. A Polański celuje w bezkompromisowym przedstawianiu natury ludzkiej.

piątek, 20 stycznia 2012

Alejandro Jodorowsky: wielki indywidualista w TVP Kultura

Jego filmami fascynowali się m.in. Peter Gabriel, Marcel Marceau czy John Lennon. Dokument o jednym z największych ekscentryków kina w poniedziałkowy wieczór w TVP Kultura rozpoczyna tydzień z twórczością Alejandro Jodorowskiego. 

 

Dokonania Jodorowskiego nie pozwalają przejść obok tego wielostronnego artysty obojętnie. Syn rosyjskich emigrantów, urodzony w małej osadzie na północy Chile. Za młodu zjeździł cały kraj jako członek trupy teatralnej, potem podróżował po Europie, gdzie zaprzyjaźnił się m.in. z Rolandem Toporem, Fernando Arrobalem. Wspólnie założyli awangardową grupę teatralną Panique autoironicznie bawiącą się konwencjami surrealistycznymi. Ma na koncie również wieloletnią współpracę ze słynnym artystą komiksu Moebiusem, z którym w serii Incal stworzyli postać Johna Difoola, detektywa prywatnego klasy R, mieszkającego w Mieście-Studni.

Jodorowsky jest jednym z najbardziej aktywnych artystów naszych czasów. Jego zainteresowania psychoanalizą, tarotem i okultyzmem znajdują odzwierciedlenie w twórczości filmowej, stanowiącej jedynie niewielką część jego dorobku artystycznego i jak twierdzą niektórzy, także naukowego. Filmy, takie jak „Fando i Lis”, „Święta góra” czy „Kret” do dzisiaj budzą kontrowersje, przez niektórych uwielbiane za bezkompromisową artystyczną wizję i niebywałą erudycję twórcy, przez innych ganione za pretensjonalność i „pseudo-głębię”.

Widzowie TVP Kultura będą mogli skonfrontować się z twórczością Alejandro Jodorowskiego samodzielnie od poniedziałku. Dokumentem „Konstelacja Jodorowsky” rozpoczynamy bowiem tydzień z filmami chilijskiego artysty. We wtorek 24 stycznia wyemitujemy drugi zrealizowany przez niego film „Fando i Lis” z 1968 roku. W środę 25 stycznia pokażemy „Kreta” - przewrotny, mistyczny western z 1970 roku. „Świętą górę” - jeden z najgłośniejszych tytułów Jodorowskiego, którego sfinansowanie zaoferowali zafascynowani reżyserem Beatlesi, zaprezentujemy w czwartek 26 stycznia. Każdy z filmów Jodorowskiego poprzedzi emitowane o godz. 20.00 Studio Kultura, w którym Michał Chaciński przybliży twórczość reżysera.

Emisja 23 stycznia, godz. 20.20, TVP Kultura

źródło: tvp.pl/kultura

sobota, 7 stycznia 2012

Przekroczyć granicę przeznaczenia

Film jest niepozorny: produkcja holenderska, rocznik '88, leniwie rozwijająca się akcja i nie pozwalająca na zbyt wielką innowację w podejściu do tematu fabuła.  Mimo to obok "Zaginięcia" ("Spoorloos") George'a Sluizera nie sposób przejść obojętnie.

Parę Holendrów -- Saskię i Rexa śledzimy podczas ich podróży po Francji. Historia rozwija się stopniowo, towarzyszymy im w drobnych konfliktach, napięciach, niezobowiązujących rozmowach i leniwie płynących chwilach. Gdy już nasza czujność zostaje uśpiona, Saskia znika w niewyjaśnionych okolicznościach podczas postoju na stacji benzynowej. Rexa dręczą liczne pytania: Jaki był motyw? Czy ktoś jej pomógł? A przede wszystkim: Czy Saskia żyje? 

Poszukiwania trwają dni, miesiące, lata. Rex w nich nie ustaje, staje się to dla niego wręcz pewnego rodzaju obsesją. Aż nadchodzi dzień, gdy sprawdzają się jego przypuszczenia i staje oko w oko ze sprawcą. Jest nim Raymond -- przykładny, nieco zamknięty we własnym świecie ojciec i wykładowca. Zdobycie odpowiedzi na kluczowe pytanie wydaje się blisko. Jednak Raymond nie zamierza rezygnować z rozpoczętej gry. Jest tylko jeden sposób, by poznać prawdę: przeżyć ją. Miotany sprzecznymi uczuciami nienawiści, a jednocześnie bezradności i żądzy odkrycia prawdy na temat przeszłych wydarzeń Rex decyduje się na desperacki krok i towarzyszy Raymondowi w podróży do samego jądra ciemności, poznając szokującą filozofię mizantropa, a jednocześnie uczestnicząc na żywo w rekonstrukcji wydarzeń z przeszłości aż do samego finału...

"Zaginięcie" to jedna z nielicznych pozycji, które powolną ekspozycję tematu sowicie wynagradzają rozwiązaniem akcji. Zdecydowanym atutem okazuje się nielinearny sposób narracji: najpierw poznajemy okoliczności zaginięcia, następnie sceny z życia sprawcy, przeplatane przebłyskami z jego przeszłości, by przenieść się do współczesności, kiedy to Raymond opowiada Rexowi, co zaszło przed laty. W pewnym sensie postać nudnego z pozoru socjopaty jest fascynująca: niczym pająk przez lata planował swój czyn, dochodził do niego stopniowo, tkał sieć, by następnie wybrać ofiarę. Przy tym zbrodnia nie była planowana. Raymond chce udowodnić sobie swoją wartość przez zdolność do popełnienia czynu stanowiącego przykład najwyższego zła. Nie chodzi o ''zwykłe'' morderstwo. Chodzi o to, by przekroczyć to co jest zapisane, oszukać własne przeznaczenie. A czym ono jest jeśli nie przypadkiem? Bo jeśli zadecyduję, że czegoś nie zrobię lub że coś zrobię, to skąd wiadomo, który wybór jest mi pisany, a który będzie stanowił zmianę biegu losu? 

Polecam zwłaszcza dla sceny kulisów porwania, która ukazuje jak wiele zbiegów okoliczności uczyniło z Saskii ofiarę absolutnego planu Raymonda. Inteligentne kino, które mocno chwyta.

sobota, 8 października 2011

Noce Cabirii/ Le notti di Cabiria (1957)

 Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów Felliniego, przewyższający poziomem artystycznym nawet słynną <<La Stradę>>. Słodko-gorzka opowieść o życiu widzianym oczyma kobiety poniżonej.

Cabiria (Giulietta Masina) jest prostytutką. Niezbyt urodziwa i rozgarnięta, bezlitośnie wykorzystywana przez mężczyzn. Nieustannie żyje marzeniami o wielkiej, romantycznej miłości. Mimo licznych rozczarowań, żywi wciąż  nadzieję, że ktoś obdarzy ją bezinteresownym, czystym uczuciem. Nie zraża jej, że jeden z rzekomych adoratorów gotów był dla zawartości torebki zepchnąć ją do rzeki, nie zniechęca jej również upokorzenie, jakim kończy się wycieczka w świat luksusu, gdy za dobrą monetę przyjmuje zaloty filmowego gwiazdora i zaproszenie do jego eleganckiej willi. 

Pewnego dnia Cabiria poznaje mężczyznę, który okazuje jej względy i czułość, jakich dotąd nie zaznała. Dla D`Onofrio (François Périer) jest w stanie znów poświęcić wiele, a przynajmniej to, co ma...
(adapted from Filmweb)

***
Fellini spełnił swoje marzenie, tworząc film o szalonej, żyjącej w świecie fantazji dziewczynie. Stworzył postać prostytutki, która pomimo swego zawodu jest czysta, niemal aseksualna, zahipnotyzowana swoim wielkiem pragnieniem zmiany. Cabiria kocha największego amanta ekranu i wierzy, że ta miłość ją wybawi. Mimo to cała historia to zapis okrucieństw jej kochanków i klientów. Upokorzona jak pies przez sławnego aktora udaje się na pielgrzymkę do Madonny Miłości Bożej. Chce, aby stwórca zamienił ją w anioła, jednak Miłość Boża okazuje się iluzją...

Noce Cabirii są filmem perfekcyjnie wyważonym. Ani śladu moralizatorskiej retoryki. Żadnych fałszywie brzmiących, sentymentalnych wtrętów. Fellini z absolutną swobodą operuje językiem kina. Realizując film - powie - trzeba odnaleźć moment równowagi między własną ideą a sugestiami rzeczywistości. Tytułowa Cabiria jest chyba najbardziej przejmującą, najpełniej zarysowaną z Felliniowskich postaci. Poczęta z ducha Gelsominy, w porównaniu z nią mniej jest symbolem, bardziej człowiekiem. Za natchnienie posłużyła poznana w ruinach rzymskiego akweduktu prostytutka Wanda.
Maria Kornatowska, Fellini

niedziela, 25 września 2011

Zmierzch bogów /La caduta degli dei (1969)


Historia upadku rodziny von Essenbecków w okresie poprzedzającym dojście Hitlera do władzy i objęcie władzy przez nazistów. Senior rodu, człowiek starej daty, zostaje skrytobójczo zamordowany, a jego rodzina rozpoczyna bezpardonową walkę o władzę i wpływy. Spiritus movens podejmowanych działań jest związany z SS kuzyn Essenbecków - Aschenbach. Umiejętnie podsycając ambicję, grając na resentymentach, aranżując bieg wypadków, osiąga swój cel. Protagoniści zostają usunięci, a rodzinny majątek trafia w ręce Martina, zdegenerowanego i zdesperowanego przedstawiciela najmłodszej generacji, który jest bezwolnym narzędziem w rękach Aschenbacha. (opis: Filmweb)
''Zmierzch bogów'' w reżyserii G. Wiśniewskiego

3 Kobiety / Three Women (1977)

Z wiotkiej materii snu fantazmat utkany... Czyli o tym, że niezrozumiałe sny mogą nieść ze sobą ukryte znaczenia i skłaniać do interpretacji, o jakie sami siebie byśmy nie podejrzewali. 

Na początek niezbite fakty: za podstawę scenariusza posłużył sen, który pewnego razu przyśnił się Altmanowi. I na tym twarda rzeczywistość się kończy -- reszta jest wytworem reżyserskiej wyobraźni, a jednocześnie doskonałym studium psychologicznym kobiecej natury, która niczym sen z nastaniem świtu wymyka się racjonalnym schematom.

Fabuła skupia się na dwóch całkowicie odmiennych charakterologicznie bohaterkach: pewnej swojego uroku, choć ignorowanej przez mężczyzn Mildred "Millie" Lammoreaux i nieśmiałej, infantylnej Mildred "Pinky" Rose. Tytułową trzecią kobietą jest milcząca artystka Willie, która tworzy surrealistyczne, niepokojące malowidła. Pinky milczy na temat swojej przeszłości i zdaje się całkowicie zafascynowana Millie, która szybko wchodzi w rolę jej przewodniczki. Do czasu, gdy prosty wypadek nie zmieni ich relacji...

"Trzy kobiety" utrzymane są w klimacie podobnym do "Pikniku pod wiszącą skałą" Petera Weira, emanującym idyllicznością, ale niosącym ze sobą irracjonalny niepokój. Altman przyznawał się do inspiracji "Personą" Bergmana. Niesamowicie hipnotyczny, z zagadkowym i zaskakującym zakończeniem.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

To co ukryte... - "Caché " Michaela Hanekego

" W zamierzeniu moje filmy polemizują z amerykańskim kinem „pod ostrzałem” i ich ubezwłasnowolnianiem widza. Odwołują się do kina zadającego słuszne pytania zamiast kina fałszywych (bo tworzonych zbyt szybko) odpowiedzi, przypominają o istnieniu przemocy, prowokują i nakłaniają do dyskusji zamiast do bezrefleksyjnej konsumpcji i konformizmu."  M.Haneke

To jeden z nielicznych filmów Hanekego, których nie widziałam do tej pory. I choć przywykłam do prowokacji i gierek ze strony reżysera, "Ukryte" porusza subtelne struny i wpisuje szersze konteksty w ramy niepozornych, przemilczanych niekiedy dialogów.

Treść starano się interpretować na różne sposoby, zazwyczaj według stałych kluczy, które przeważnie pasują do intencji Hanekego. Mnie jednak najbardziej zastanawiają klamry kompozycyjne i sceny rodzajowe otwierające i zamykające jego filmy. Trudno w zasadzie nazywać je akcją, jest to raczej "trwanie" w czasie rzeczywistym, ale nie w taki sposób jak u Tarkowskiego. W "Ukrytym" trwanie to można by nazwać kontrolowanym.

Scena początkowa filmu, w której obserwujemy kamienicę na jednym z osiedli okazuje się nagraniem, które ktoś zrobił z ukrycia. Obraz końcowy jest już scenką dynamiczną, w której przypadkowo (?) spotykają się Pierrot i syn Magida. Znamienne, że reżyser tworzy coś na kształt układanki, zmuszając niejako widza do aktywnego udziału w rzeczywistości filmowej. Interpretacja zależy od tego co ujrzysz, a więc od ciebie. Od ciebie tylko zależy, co pozostanie ukryte.

Interpretacje i artykuły związane z filmem: