Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kino skandynawskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kino skandynawskie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 2 sierpnia 2012

A jeśli to wszystko jest iluzją...


"Fanny i Alexander" to jeden z najbardziej intrygujących i zarazem pracochłonnych projektów Bergmana, co jest między innymi przyczyną, dlaczego powstały w 1982 roku obraz nie jest tak znany jak nakręcona dobrych kilka lat wcześniej "Persona". Film zyskał jednak uznanie publiczności na całym świecie, co zaowocowało m.in. Nagrodą Akademii Filmowej dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Skoro już mowa o pracochłonności, trzeba wspomnieć, że wersja reżyserska filmu, uznawana przez samego Bergmana za jedyną właściwą, trwa aż 8 godzin. Istnieje również ''skrócona'' kinowa wersja trzygodzinna. Ingmar Bergman w jednej z rozmów miał powiedzieć: "Proszę zapomnieć o wersji trzygodzinnej! Uważam że jest okropna... Prawdziwy film Fanny i Aleksander trwa ponad pięć godzin. To nie jest film zrobiony po to, żeby go oglądać przez godzinę jednego tygodnia, a potem drugą godzinę i tak dalej. Ten film trzeba obejrzeć za jednym zamachem, z przerwą na obiad czy kolację. No i oczywiście bez czołówki serialu telewizyjnego. To jedyna wersja do zaakceptowania". Mimo że fabuła filmu rozwija się leniwie, zwłaszcza w pierwszej części, kiedy poznajemy stosunki panujące w rodzinie Ekdahlów, każda minuta poświęcona seansowi jest warta swojej ceny.


Akcja filmu rozpoczyna się w roku 1907, gdy rodzina Ekdahlów świętuje Boże Narodzenie. Głową rodu jest Helena, matka trzech synów: Oskara, Carla i Gustawa Adolfa. Wkrótce Oskar umiera, pozostawiając żonę Emilię oraz dwoje dzieci -- córeczkę Fanny i syna Aleksandra. Niebawem Emilie ponownie wychodzi za mąż za protestanckiego pastora, człowieka niezwykle oschłego i surowego. Fanny i Aleksander cierpią z powodu braku miłości, lęku i osamotnienia. Jednak wydarzenia przyjmą wkrótce zupełnie nieoczekiwany obrót...

W filmie można dopatrywać się wielu motywów biograficznych oraz ulubionych wątków reżysera. Szwedzki mistrz doskonale łączy realizm z elementami fantastyki i grozy. W efekcie otrzymujemy prawdziwą mieszaninę gatunków, począwszy od dramatu, poprzez studium psychologiczne rodziny i życia warstw wyższych, na traktacie moralno-filozoficznym skończywszy. Obowiązkowy seans nie tylko dla milośników twórczości Bergmana.



niedziela, 25 marca 2012

A miało być jak w bajce...

Czasami świadomie porzucamy wygodny fotel kinomana, by udać się w wędrówkę po najciemniejszych zakątkach kina. Dobrą propozycją mogą okazać się nie najnowsze, ale wciąż nie tak znane "Lilja 4-ever" i "Import/Export".

"Lilja 4-ever" (2002) to przejmujący dramat, którego akcja dzieje się w jednej z byłych republik radzieckich (w wielu recenzjach wspomina się o Estonii). Film otwiera jedna z końcowych scen, w której tytułowa bohaterka -- szesnastoletnia Lilja -- w podartym ubraniu, zadraśniętą twarzą i potarganymi włosami, biegnie w kierunku wiaduktu. Z jednej strony chce przed czymś uciec, lecz z drugiej wie, że pozostało jej już tylko jedno wyjście... Historia rozpoczyna się jak współczesna wersja bajki o kopciuszku. Na wieść, że jej matka wyjeżdża ze swoim kochankiem do Stanów, Lilja ochoczo pakuje swoje rzeczy (pieczołowicie owijając obrazek święty). Szybko jednak okazuje się, że dziewczyna będzie musiała pozostać w swoim mieście: sama, bez perspektyw, pieniędzy i pracy. Kiedy pewnego dnia poznaje Andrieja, który proponuje jej wyjazd do Szwecji, wydaje się, że będzie to przepustka do raju...



"Lilja" to kino miejscami mocne, miejscami melancholijne. Na pewno nie można powiedzieć, że nie ma filmów odważniejszych lub dobitniej pokazujących problem prostytucji, turystyki seksualnej i innych dylematów życia codziennego, jakie zgotował mieszkańcom postkomunistycznych republik świt kapitalizmu. Ale z pewnością jest to obraz, który poruszy czułe struny. Dla wielbicieli gatunku i pozbawionych nadziei krajobrazów godnymi polecenia będą również "Ładunek 200" Bałabanowa i "Szczęście ty moje", które niedawno gościło na ekranach polskich kin.

"Import/Export" Ulricha Seidla to losy dwojga ludzi, które idą w przeciwnych kierunkach. Olga, pielęgniarka z Ukrainy, porzuca rodzinę w poszukiwaniu lepszego życia na zachodzie i kończy jako sprzątaczka na oddziale geriatrycznym w Austrii. Paul, bezrobotny ochroniarz z Wiednia, szuka celu, dla którego warto wstać rano. Razem z ojczymem wyrusza na wschód i trafia na Ukrainę. Dwoje młodych ludzi pragnie rozpocząć nowe życie, ale styka się z brutalną rzeczywistością. 

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Hermetyczność zamierzona: ''Klatka''

Frank to ambitny student medycyny. Zbliżają się egzaminy i nic nie powinno go rozpraszać. Nic, a zwłaszcza nie Lotte, dziewczyna, która właśnie wprowadziła się ze swoim chłopakiem do mieszkania piętro wyżej. Na próżno stara się zaprzyjaźnić z Frankiem. Pewnego dnia chłopak zostaje zaatakowany na korytarzu. Lotte pomaga mu, dzięki czemu zbliżają się do siebie. Jednak ich przyjaźń nie pozostaje bez konsekwencji. Kiedy partner dziewczyny zaczyna zastraszać Franka, ten orientuje się, że oboje zostali wciągnięci w śmiertelną grę...


Reżyserzy Johan Lundborg i Johan Storm o filmie:
"Klatka" to thriller psychologiczny. Jego bohaterem jest Frank, świetnie zapowiadający się student medycyny. Frank stroni od towarzystwa, rówieśnicy mają go za outsidera. Wyróżnia się także na tle typowych pierwszoplanowych ról męskich – jest aseksualny, lękliwy, daleko mu do stereotypowego macho. Nasze wyzwanie to sprawić, by widzowie zdobyli się na współczucie dla tak dziwnej postaci, by podążali za nią i zrozumieli jej postępowanie.

Obaj zostaliśmy wychowani przez rodziców, którzy są lekarzami, mamy więc pewien wgląd w świat medycyny. Przyciąga on wiele zaangażowanych, dobrych ludzi, ale także takich, którymi kierują zgoła inne motywy. Na pierwszym miejscu nie jest u nich pacjent, ale sama choroba. Niejednokrotnie chodzi im także o prestiż i korzyści finansowe. Właśnie tacy ludzie byli inspiracją dla postaci Franka.

EMIL_JOHNSEN_1Stawiamy pytanie, jakie ludzkie cechy są wartościowe w społeczeństwie, w którym ważniejsze jest to, czym a nie kim jesteś. Humanizm i empatia ustępują wydajności i efektywności. To cechy wartościowe nie tylko w sferze biznesowej, ale także w sferze niesienia pomocy i opieki.

Frank spotyka Lotte, która potrzebuje pomocy, lecz on woli poświęcać czas i uwagę na przygotowanie do egzaminów, niż na zajmowanie się cudzymi problemami. Lotte jednak nie daje mu spokoju i Frank zaczyna powoli doceniać zalety przyjaźni. Kiedy jednak Lotte potrzebuje ochrony przed brutalnym partnerem, Frank ją zawodzi. Następnie, trapiony poczuciem winy, zaczyna zachowywać się zupełnie irracjonalnie i doprowadza do katastrofy. Kontrolę nad własnym życiem odzyskuje dopiero wtedy, gdy udaje mu się opanować targające nim emocje.

"Klatka" to film, który napięcie buduje stopniowo - z biegiem akcji coraz bardziej przyśpiesza. Tak jak Hollywoodzkie produkcje z lat 70-tych – "Egzorcysta", "Dziecko Rosemary" czy "Obcy" – powoli odkrywa prawdę o filmowym świecie, dając widzowi lepszą sposobność do zaangażowania się w losy bohaterów.

corridor04Obaj lubimy opowiadać historię za pomocą obrazu, bez zbędnych słów. Po odizolowanym świecie Franka poruszamy się na jego zasadach. Widzimy to, co on widzi. Słyszymy to, co on słyszy. Stwarzamy narastające poczucie klaustrofobii. Przestrzeń Franka kurczy się coraz bardziej, im usilniej próbuje zgłębić tajemnicę Lotte. Jest zupełnie sam.

Forma, jaką wybraliśmy, to stylizowany realizm, w którym kamera porusza się pomiędzy światłem a cieniem. Podążając za Frankiem widzimy jego otoczenie, ściany, twarze – wszystko z jego perspektywy, tak aby łatwiej było się z nim identyfikować. Największymi inspiracjami są dla nas Alfred Hitchcock i jego umiejętność budowania napięcia, Tom Tywker i jego dbałość o wizualne detale oraz Roman Polański i jego fascynacja życiem w izolacji.

Ważnym elementem "Klatki" jest także dźwięk – lub jego brak. Dźwięk, cisza oraz to, w jaki sposób Frank je odbiera – to wszystko część jego subiektywnego przeżycia. Ścieżka dźwiękowa do filmu, autorstwa Jukki Rintamäki, nieraz bardziej przypomina efekty dźwiękowe, niż muzykę.

"Klatka" to thriller psychologiczny, z niezwykłym bohaterem w roli głównej. To także połączenie czarnego humoru z krytyką społeczną. To rodzaj filmu, który uwielbiamy oglądać i mamy nadzieję znaleźć widzów o podobnych gustach.


środa, 6 lipca 2011

Ukryty brylant: The Lake of the Damned

Kino norweskie pełne jest mrocznych pozycji. Obok pod wieloma względami nieprzeciętnego "Naboer" [2005] ("Drzwi obok")  Påla Sletaune'a  (reżyser został już zaliczony do grona jednego najbardziej charakterystycznych młodych reżyserów, a jego film pojawi się na WFF 2011) odkryłam niedawno "The Lake of the Damned" ("De dødes tjern"), uznawany w Norwegii za klasyka w kinematografii grozy. 

Film oparty jest na motywach powieści Andrego Bjerke, piszącego pod pseudonimem Bernhard Borge. Historia dotyczy grupy sześciu przyjaciół, którzy zapuszczają się w mało uczęszczane rejony Norwegii, by spędzić kilka dni w opuszczonej chatce. Kiedy są już na miejscu, zaczynają zastanawiać się nad przyczynami zaginięcia wspólnego znajomego - każdy ma na ten temat własne przypuszczenia. Urokliwe miejsce owiane jest legendą: podobno w pobliskim jeziorze mężczyzna utopił swoją siostrę i kochankę, a następnie sam targnął się na swoje życie. Film uważany jest za jeden z pięciu najlepszych obrazów jakie kiedykolwiek powstały w Norwegii. Jest to zarazem film, który stał się przełomem w karierze reżysera Kårego Bergstrøma.