Mówi się, że
własny dom jest najbezpieczniejszym miejscem dla każdego człowieka
– azylem, który pozwala zrzucić maskę życia codziennego.
Odwrotna zasada zdaje się obowiązywać w kinie. Front kamienicy
jakich wiele, poszarzały tynk. Kręte, wtopione w mrok schody i
przypominające labirynt korytarze. Twoją jedyną bronią jest
umysł. Kiedy zamykają się za tobą drzwi, budzą się upiory.
Mało
znany w Polsce thriller psychologiczny Drzwi
obok
(Naboer)
z 2005 roku, trzeci film fabularny Påla
Sletaune'a,
stał się prawdziwym przełomem w jego karierze i przyniósł temu
norweskiemu reżyserowi uznanie w kraju i za granicą. Filmowi dało
to miejsce pośród takich klasyków gatunku kina skandynawskiego jak
De
dødes
tjern
Kårego
Bergstrøma.
Mroczne przestrzenie i niezwykle sugestywne dialogi oraz gra aktorów
sprawiają, że filmowa fikcja Drzwi
obok
– słusznie nazywanych „Alicją
w krainie czarów
dla dorosłych” – przybiera podwójne oblicze: jawy i snu.
Głównego bohatera – Johna (Kristoffer Joner) rzuca dziewczyna.
Tego samego dnia mieszkająca na końcu korytarza kobieta prosi go o
wyświadczenie jej przysługi. Anne (Cecilie Mosli) mieszka razem z
Kim (Julia Schacht), którą nazywa swoją siostrą. Drzwi
barykadują szafą. Na pytania Johna odpowiadają kolejnymi
pytaniami, które wkrótce przekształcają się psychologiczną grę
rodem z Maga
Johna Fowlesa. Stopniowa dezorientacja zaczyna ustępować erotycznej
fascynacji, która znajduje ujście w głęboko skrywanych fantazjach
Johna. Dwie kobiety, niczym boginie o hipnotyzujących spojrzeniach,
stają się przewodniczkami bohatera po imaginarium własnych
pragnień. Dlaczego tylko nie pamięta niczego, choć wszystko wydaje
się tak znajome?
W
niespełna 80 minutach Sletaune'owi udało się stworzyć symboliczną
przestrzeń izolacji, podobną do Lokatora
Polańskiego, na którą składają się skrzypiące windy,
klaustrofobiczne pomieszczenia i wąskie korytarze wiodące do
nieznanych drzwi. Błądzący John przypomina bohatera Kafkowskiego
poruszającego się w labiryncie własnych urojeń. Tyle tylko, że
mimo iż prawda i fikcja mogą się wzajemnie przenikać, świat
zewnętrzny nie jest iluzoryczny. Tam czeka Johna konfrontacja z
wypartą przeszłością – sam będzie musiał odpowiedzieć sobie
na pytania, które otworzą drzwi do prawdy o sobie i własnej winie.
Film
jest wysmakowaną mieszanką motywów pozornie znajomych. Sletaune
używa jednak gotowych elementów układanki na własny sposób,
uciekając się do niestandardowych rozwiązań, czym zasłużył
sobie na miano jednego z najbardziej charakterystycznych twórców
współczesnego kina (zwłaszcza po premierze Doręczyciela
[Budbringeren]).
Już od pierwszych scen, poprzez umiejętne kadrowanie, reżyser
wprowadza nas w mroczny świat miejskiej kamienicy. Przesycony
dziwną, na poły senną logiką klimat potęguje niepokojąca
muzyka. Fabuła zawiązuje się już od pierwszych scen i skutecznie
wciąga w otchłań kamienicy. Najbardziej fascynująca jest ta
zawieszona w atmosferze nieokreśloność. Zagadkowy jest też
magnetyzm dialogów balansujących na granicy kokieterii,
irracjonalnej logiki snu i odwzajemnionej niepewności. Sam reżyser
mówi o swoim dziele w ten sposób: „To wariacja na temat dość
powszechnego koszmaru: pewnego dnia odkrywasz drzwi do sąsiedniego
mieszkania. Przekroczenie ich progu powoduje, że znajdujesz się w
świecie, w którym reguły normalnego świata nie mają
zastosowania. To, co tam odkrywasz, jest odrażające i jednocześnie
przyciąga. Znajdujesz się w świecie, w którym musisz stawić
czoła swym najgłębszym lękom. To najbardziej fascynujące, a
zarazem przerażające doświadczenie twego życia”. Film Naboer
to podróż do najbardziej tajemniczego miejsca na świecie – w
głąb własnej duszy. To film o wstydzie, niedopuszczaniu prawdy do
świadomości, wreszcie o przekraczaniu granic. Aż do zaskakującego
finału...
Drzwi
obok
[Naboer]
(2005), reż. Pål
Sletaune
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz