środa, 14 września 2011

Kiedy rozum śpi...


Mówi się, że własny dom jest najbezpieczniejszym miejscem dla każdego człowieka – azylem, który pozwala zrzucić maskę życia codziennego. Odwrotna zasada zdaje się obowiązywać w kinie. Front kamienicy jakich wiele, poszarzały tynk. Kręte, wtopione w mrok schody i przypominające labirynt korytarze. Twoją jedyną bronią jest umysł. Kiedy zamykają się za tobą drzwi, budzą się upiory. 
 
Mało znany w Polsce thriller psychologiczny Drzwi obok (Naboer) z 2005 roku, trzeci film fabularny Påla Sletaune'a, stał się prawdziwym przełomem w jego karierze i przyniósł temu norweskiemu reżyserowi uznanie w kraju i za granicą. Filmowi dało to miejsce pośród takich klasyków gatunku kina skandynawskiego jak De dødes tjern Kårego Bergstrøma. Mroczne przestrzenie i niezwykle sugestywne dialogi oraz gra aktorów sprawiają, że filmowa fikcja Drzwi obok – słusznie nazywanych „Alicją w krainie czarów dla dorosłych” – przybiera podwójne oblicze: jawy i snu. Głównego bohatera – Johna (Kristoffer Joner) rzuca dziewczyna. Tego samego dnia mieszkająca na końcu korytarza kobieta prosi go o wyświadczenie jej przysługi. Anne (Cecilie Mosli) mieszka razem z Kim (Julia Schacht), którą nazywa swoją siostrą. Drzwi barykadują szafą. Na pytania Johna odpowiadają kolejnymi pytaniami, które wkrótce przekształcają się psychologiczną grę rodem z Maga Johna Fowlesa. Stopniowa dezorientacja zaczyna ustępować erotycznej fascynacji, która znajduje ujście w głęboko skrywanych fantazjach Johna. Dwie kobiety, niczym boginie o hipnotyzujących spojrzeniach, stają się przewodniczkami bohatera po imaginarium własnych pragnień. Dlaczego tylko nie pamięta niczego, choć wszystko wydaje się tak znajome?

W niespełna 80 minutach Sletaune'owi udało się stworzyć symboliczną przestrzeń izolacji, podobną do Lokatora Polańskiego, na którą składają się skrzypiące windy, klaustrofobiczne pomieszczenia i wąskie korytarze wiodące do nieznanych drzwi. Błądzący John przypomina bohatera Kafkowskiego poruszającego się w labiryncie własnych urojeń. Tyle tylko, że mimo iż prawda i fikcja mogą się wzajemnie przenikać, świat zewnętrzny nie jest iluzoryczny. Tam czeka Johna konfrontacja z wypartą przeszłością – sam będzie musiał odpowiedzieć sobie na pytania, które otworzą drzwi do prawdy o sobie i własnej winie. 
 
Film jest wysmakowaną mieszanką motywów pozornie znajomych. Sletaune używa jednak gotowych elementów układanki na własny sposób, uciekając się do niestandardowych rozwiązań, czym zasłużył sobie na miano jednego z najbardziej charakterystycznych twórców współczesnego kina (zwłaszcza po premierze Doręczyciela [Budbringeren]). Już od pierwszych scen, poprzez umiejętne kadrowanie, reżyser wprowadza nas w mroczny świat miejskiej kamienicy. Przesycony dziwną, na poły senną logiką klimat potęguje niepokojąca muzyka. Fabuła zawiązuje się już od pierwszych scen i skutecznie wciąga w otchłań kamienicy. Najbardziej fascynująca jest ta zawieszona w atmosferze nieokreśloność. Zagadkowy jest też magnetyzm dialogów balansujących na granicy kokieterii, irracjonalnej logiki snu i odwzajemnionej niepewności. Sam reżyser mówi o swoim dziele w ten sposób: „To wariacja na temat dość powszechnego koszmaru: pewnego dnia odkrywasz drzwi do sąsiedniego mieszkania. Przekroczenie ich progu powoduje, że znajdujesz się w świecie, w którym reguły normalnego świata nie mają zastosowania. To, co tam odkrywasz, jest odrażające i jednocześnie przyciąga. Znajdujesz się w świecie, w którym musisz stawić czoła swym najgłębszym lękom. To najbardziej fascynujące, a zarazem przerażające doświadczenie twego życia”. Film Naboer to podróż do najbardziej tajemniczego miejsca na świecie – w głąb własnej duszy. To film o wstydzie, niedopuszczaniu prawdy do świadomości, wreszcie o przekraczaniu granic. Aż do zaskakującego finału...

Drzwi obok [Naboer] (2005), reż. Pål Sletaune

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz