sobota, 22 września 2012

Festiwal HumanDOC po raz trzeci!


Zapraszamy na kolejną, trzecią już edycję Festiwalu HumanDOC, która odbędzie się tradycyjnie w warszawskiej Kinotece w dniach 25-28 października 2012 r.

Międzynarodowy Festiwal Filmów Dokumentalnych HumanDOC „Globalny Rozwój w Kinie” jest pierwszym w Europie Środkowo-Wschodniej i trzecim na świecie innowacyjnym wydarzeniem ukazującym kino połączone z refleksją na tematy globalne.

Obrazy prezentowane na Festiwalu HumanDOC to prawdziwe perełki wśród filmów dokumentalnych. Przedstawiają one świat w zbliżeniu: życie za mniej niż jednego dolara dziennie, walkę z wykluczeniem społecznym, skutki zmian klimatycznych, pomoc międzynarodową, konflikty. Tegoroczna oferta obejmuje m.in. produkcje amerykańskie i europejskie, wśród których nie zabraknie również dokumentów rodzimych twórców takich jak Jerzy Śladkowski czy Kacper Czubak.

Festiwal w swoich poprzednich odsłonach cieszył się ogromnym zainteresowaniem ze strony publiczności i mediów. Wśród naszych partnerów znalazło się m.in. Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP, Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce i Uniwersytet Warszawski.

W tej edycji, podobnie jak w poprzednich, nie zabraknie inspirujących wydarzeń towarzyszących festiwalowi, takich jak spotkania z twórcami filmowymi i projekcje filmów w kinie oraz na platformach internetowych.

Tym, co wyróżnia HumanDOC spośród pozostałych festiwali o tematyce dokumentalnej jest aktywny udział w debacie społecznej oraz promowanie odpowiedzialności społecznej ze strony ludzi filmu, a także szeroki zasięg działania i gotowość docierania do wszystkich widzów. Liczymy, że Wasz udział tak jak w zeszłym roku, tak podobnie i w tym, uświetni wydarzenia festiwalowe! Zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej: http://www.humandoc.net/

Więcej informacji już wkrótce!

Wybrane propozycje tegorocznej edycji festiwalu:

Bhutto” (2010), reż. Duane Baughman, http://www.bhuttofilm.com/

„Generation Kunduz” (2011), reż. Martin Gerner, http://www.generation-kunduz.de/Index-e.html

„Revenge of the Electric Car” (2011), reż. Chris Paine, http://www.revengeoftheelectriccar.com/

„Afghan Star” (2008), reż. Havana Marking, http://www.afghanstardocumentary.com/film.html

czwartek, 2 sierpnia 2012

A jeśli to wszystko jest iluzją...


"Fanny i Alexander" to jeden z najbardziej intrygujących i zarazem pracochłonnych projektów Bergmana, co jest między innymi przyczyną, dlaczego powstały w 1982 roku obraz nie jest tak znany jak nakręcona dobrych kilka lat wcześniej "Persona". Film zyskał jednak uznanie publiczności na całym świecie, co zaowocowało m.in. Nagrodą Akademii Filmowej dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.

Skoro już mowa o pracochłonności, trzeba wspomnieć, że wersja reżyserska filmu, uznawana przez samego Bergmana za jedyną właściwą, trwa aż 8 godzin. Istnieje również ''skrócona'' kinowa wersja trzygodzinna. Ingmar Bergman w jednej z rozmów miał powiedzieć: "Proszę zapomnieć o wersji trzygodzinnej! Uważam że jest okropna... Prawdziwy film Fanny i Aleksander trwa ponad pięć godzin. To nie jest film zrobiony po to, żeby go oglądać przez godzinę jednego tygodnia, a potem drugą godzinę i tak dalej. Ten film trzeba obejrzeć za jednym zamachem, z przerwą na obiad czy kolację. No i oczywiście bez czołówki serialu telewizyjnego. To jedyna wersja do zaakceptowania". Mimo że fabuła filmu rozwija się leniwie, zwłaszcza w pierwszej części, kiedy poznajemy stosunki panujące w rodzinie Ekdahlów, każda minuta poświęcona seansowi jest warta swojej ceny.


Akcja filmu rozpoczyna się w roku 1907, gdy rodzina Ekdahlów świętuje Boże Narodzenie. Głową rodu jest Helena, matka trzech synów: Oskara, Carla i Gustawa Adolfa. Wkrótce Oskar umiera, pozostawiając żonę Emilię oraz dwoje dzieci -- córeczkę Fanny i syna Aleksandra. Niebawem Emilie ponownie wychodzi za mąż za protestanckiego pastora, człowieka niezwykle oschłego i surowego. Fanny i Aleksander cierpią z powodu braku miłości, lęku i osamotnienia. Jednak wydarzenia przyjmą wkrótce zupełnie nieoczekiwany obrót...

W filmie można dopatrywać się wielu motywów biograficznych oraz ulubionych wątków reżysera. Szwedzki mistrz doskonale łączy realizm z elementami fantastyki i grozy. W efekcie otrzymujemy prawdziwą mieszaninę gatunków, począwszy od dramatu, poprzez studium psychologiczne rodziny i życia warstw wyższych, na traktacie moralno-filozoficznym skończywszy. Obowiązkowy seans nie tylko dla milośników twórczości Bergmana.



niedziela, 15 lipca 2012

Zeitgeist: tylnymi drzwiami do prawdy

Wszystko zaczęło się w czerwcu 2007 roku, kiedy to na serwisie Google Video został udostępniony film  Petera Josepha "Zeitgeist. The Movie". Nawet sam reżyser nie mógł spodziewać się tak ogromnego zainteresowania ze strony internautów. Joseph powrócił wkrótce z "Zeitgeist: Addendum" (2008) oraz "Zeitgeist: Moving Forward" (2011). Wszystkie z nich prezentują fakty dotychczas nienaświetlone, nieznane bądź wręcz zatajane przed opinią publiczną na temat natury ludzkiej, gospodarki, polityki i społeczeństwa.

ZEITGEIST: Moving Forward

sobota, 30 czerwca 2012

Słodkich snów (Mientras duermes)

Jeden z najwyżej ocenionych i najpopularniejszych hiszpańskich filmów 2011 roku, nowe dzieło Jaume Balagueró, który przywróciwszy świetność europejskiemu kinu grozy przebojową serią "[REC]", z podobnym sukcesem odnawia kanon thrillera psychologicznego.   

Cesar (popisowa rola  Luisa Tosara) wzorowo wypełnia obowiązki dozorcy w luksusowej kamienicy w samym sercu Barcelony. Gdy jednak w jednym z najelegantszych mieszkań zamieszka piękna Clara (Marta Etura), w skrytym Cesarze obudzi się demon. Zrobi wszystko, by zbliżyć się do fascynującej go kobiety.



piątek, 4 maja 2012

"To Rome With Love", czyli Allena laurka dla Włoch

Po "Vicky, Christinie i Barcelonie" oraz "Północy w Paryżu" przyszedł czas na kolejne miasto europejskie: a jest nim samo serce Włoch. W słonecznej Italii obraz podobno wzbudził mieszane recenzje, z przewagą entuzjastycznych.

Allenowi i tym razem udało się zebrać doborową obsadę: Alec Baldwin, Penelope Cruz, Jesse Eisenberg czy Roberto Benigni to tylko niektóre znane twarze, jakie pojawią się na ekranie.
Oficjalna premiera światowa filmu zapowiedziana została na czerwiec, jednak widzowie polscy będą musieli poczekać na komedię Allena aż do sierpnia.



Zwiastun: http://www.youtube.com/watch?v=WIbYqxqtP38

niedziela, 29 kwietnia 2012

The Cabin in the Woods Explained

 Pastisz, reinterpretacja, groteska to środki, jakimi muszą się bronić twórcy filmowi, by utrzymać zainteresowanie widza. Twórcze podejście do, jak wydawałoby się, oklepanej konwencji zastosował niedawno Wes Craven, czego skutkiem był udany powrót z "Krzykiem 4". Kiedy przed kilkoma tygodniami pojawiały się zapowiedzi "Domu w głębi lasu" ("The Cabin in the Woods"), nikt nie dawał mu wielkich szans. 

Stereotypowy tytuł, banalna fabuła i postacie, czyli kolejny horror kończący się śmiercią grupy przyjaciół, którzy na własne życzenie obrali sobie odcięty od świata domek w samym sercu puszczy, gdzie nawet GPS-y stają się bezradne. Po premierze okazało się, że film nie tylko zbiera entuzjastyczne recenzje, ale przez wielu uznawany jest za rewolucję w gatunku horroru.

Ci, którzy woleliby najpierw obejrzeć film, bez sugerowania się narzuconymi interpretacjami, powinni w tym miejscu przerwać czytanie, natomiast ci, którzy po seansie zadają sobie pytanie, o co tak naprawdę chodziło, niech kontynuują lekturę.

"Dom w głębi lasu" przypomina filmy z pogranicza symulowanej rzeczywistości, nadrealizmu i mitu, a także te dzieła, których autorzy pochylali się nad pytaniem o granice naszej prywatności i wolności w inwigilowanym społeczeństwie, takie jak: "Cube", "Videodrome" czy "My Little Eye". Tytułowy domek to tak naprawdę labirynt zamieszkiwany przez istniejących od zarania ludzkości bogów, którzy żądni są krwawych ofiar ludzkich. Grupa młodych przyjaciół zostaje niejako zwabiona do tego miejsca i zmanipulowana przez panów w centrum dowodzenia. W szerszej perspektywie "bogami" jesteśmy my sami, czyli publiczność żądna nowych wrażeń i możliwie brutalnych scen, które mają nam zapewnić właściciele stacji telewizyjnych, jeśli chcą, by ich biznes przetrwał. W ten sposób "Dom..." doskonale wychwytuje i przedstawia wszelkie stereotypy, jakimi posługują się twórcy horrorów i standardowe konstrukcje akcji, np. bohaterowie w pewnym momencie postanawiają się rozdzielić, mimo iż na początku ustalili, że będą się trzymać razem.

Tak więc, tak jak "Postrach nocy" okazał się udanym remakiem i pastiszem filmów wampirycznych, tak "Dom..." doskonale wpisuje się w parodystyczne podejście do tradycyjnych slasherów.

Więcej o tym filmie i wielu innych horrorach na forum: http://ossuary.best-horror-movies.com/

piątek, 27 kwietnia 2012

Alfred Hitchcock presents...

Alfred Hitchcock presents: "Lamb to the Slaughter" i wiele innych...


Nieznane oblicze Bergmana

Niewielu reżyserów może pozwolić sobie na pełną swobodę twórczą w czasach, gdy przemysł filmowy rządzi się prawem popytu i podaży. Okazuje się, że nawet Ingmar Bergman został zmuszony do przyjęcia bardziej lukratywnej oferty, czego skutkiem jest m.in. seria reklam ... mydła Brise. Wszystkie nagrania dostępne są pod poniższym adresem:

http://www.openculture.com/2011/12/ingmar_bergmans_soap_commercials.html

Woody Allen o swoim mistrzu

Niezwykle rzadko zdarza się, żeby jeden reżyser był tak wielkim orędownikiem twórczości innego reżysera. Woody Allen nigdy nie ukrywał, że kino Bergmana było dla niego ogromną inspiracją. Poniżej wywiad, w którym neurotyczny twórca opowiada o swoim szwedzkim mistrzu.

http://www.youtube.com/watch?v=npHqAO3hj54


czwartek, 19 kwietnia 2012

Horror niezaimportowany

Mimo że horror jako gatunek filmowy cieszy się u nas sporym powodzeniem, do polskich kin i sklepów trafia tylko niewielki ułamek tego, co fascynuje widzów w innych częściach świata. Prasa często pomija horror z uwagi na niską wartość artystyczną sporej części wydawanych pozycji, zaś w internetowym gąszczu łatwo się zgubić. Tym bardziej warto prześledzić najciekawsze tytuły zeszłego roku – upiory z importu straszą równie skutecznie. 

link do całego artykułu: Filmweb.pl

czwartek, 5 kwietnia 2012

...i wielkie milczenie zostało po nich. "Koń turyński".


Koń turyński Béli Tarra jest jednym z najbardziej zagadkowych filmów powstałych w ostatnim czasie. Utrzymany w mrocznej atmosferze film stanowi refleksję nad rozpadem świata. Autorem scenariusza jest współpracownik i przyjaciel Tarra, pisarz, autor Szatańskiego tanga - László Krasznahorkai.

Punktem wyjścia Konia turyńskiego stała się anegdota o Fryderyku Nietzschem, który w 1889 roku pochylił się nad losem konia bitego przez chłopa przy drodze. Filozof obejmuje zwierzę za szyję i płacząc, popada w obłęd, który na zawsze oddzieli go od świata. Tarr i Krasznahorkai podkreślają, że to właśnie Nietzsche był dla nich źródłem inspiracji, choć fabuła filmu skupia się wokół rzeczonego konia, jego właściciela oraz córki właściciela. Akcja filmu rozgrywa się w ciągu sześciu dni w ciemnej, wiejskiej chacie, a całość układa się w przytłaczającą wizję końca świata.

Według reżysera, film odzwierciedla "ciężar ludzkiej egzystencji", która tkwi nie w nieustannej myśli o śmierci, lecz w codziennej rutynie. Tarr uważa, że właśnie obserwowanie wykonywanych przez bohaterów codziennych czynności i rytuałów pozwala zauważyć, co jest nie tak w ich życiu. "Jest w tym coś bardzo prostego i czystego" -- twierdzi Tarr. "Koń turyński", zapowiadany jako ostatni film w karierze węgierskiego twórcy, jest z pewnością filmem przełomowym dla samego reżysera, oznaką dojrzałości w podejściu do kręcenia filmów. Tarr twierdził, że kiedy kręcił swój pierwszy film, marzył o tym, by zmienić świat. Teraz rozumie, że wiele z tych problemów jest bardziej skomplikowanych, niż mogłoby się wydawać. "Nie wiem, co nadejdzie, ale widzę coś, co jest bardzo blisko: koniec".


Filozofia Nietzschego patronuje fabule filmu, chociaż intencją Tarra było zawarcie autorskiej refleksji, innej niż stwierdzenie "Bóg umarł". Tajemniczy gość, który pojawia się w jednej ze scen, został nazwany przez Tarra "nietzcheańskim cieniem", który winą za zmierzający ku zagładzie świat obarcza nie tylko siłę wyższą, ale również człowieka.






W tym 2 i pół godzinnym obrazie nie znajdziemy więcej niż 30 ujęć. Niespieszny montaż, powoli tocząca się akcja, która w zasadzie ma "trwać" aniżeli posuwać wydarzenia do przodu, przywodzą na myśl filmy Tarkowskiego. Malarskie i wyważone kompozycje kadru pozwalają na kontemplację codziennej, powtarzalnej egzystencji mężczyzny i jego córki. W świecie, który zieje wrogością i z każdym dniem wciąga nas w apokaliptyczną otchłań.



The Turin Horse / A torinói ló,
reżyseria: Béla Tarr,
występują: János Derzsi, Erika Bók, Mihály Kormos, Węgry / Francja / Niemcy / Szwajcaria / USA 2011, 
146 min., 
dystrybucja w Polsce: Stowarzyszenie Nowe Horyzonty



''Wuthering heights'': We are bound by our desire...


Klasyka literatury angielskiej -- ''Wichrowe wzgórza'' -- powraca do kin. Film w reżyserii Andrei Arnold będzie można oglądać na srebrnym ekranie w Polsce od 20 kwietnia. 












































Nowe ”Wichrowe wzgórza”, czyli historia wielkiej namiętności Catherine i Heathcliffa, jest opowieścią o pożądaniu, okrucieństwie, zazdrości, bólu i zemście. Tę adaptację klasycznej brytyjskiej powieści Emily Bronte zrealizowała laureatka Oscara — Andrea Arnold. Główne role Heatcliffa i Catherine zagrali w filmie James Howson i Kaya Scodelario. 

Oficjalna polska premiera zaplanowana została na 20 kwietnia. Tymczasem Kino Muranów zaprasza na pokazy przedpremierowe filmu.

czas trwania: 2 godz. 8 min.
gatunek: Melodramat
premiera: 20 kwietnia 2012 (Polska) 6 września 2011 (świat)
produkcja: Wielka Brytania
reżyseria: Andrea Arnold
scenariusz: Andrea Arnold, Olivia Hetreed

Zapraszamy do obejrzenia zwiastunu:




sobota, 31 marca 2012

"Dark Shadows" Burtona


Niedawno pojawił się news o innowacyjnej animacji Tima Burtona "Frankenweenie", tymczasem ekscentryczny reżyser lubujący się w turpistycznych tematach powraca z nową pełnometrażową produkcją. "Mroczne cienie" na ekranach polskich kin już 18 maja.

Historia ma swój początek w 1752 roku, kiedy rodzina Collinsonów wraz z synkiem Barnabasem wsiada na pokład statku zmierzającego do Ameryki. Mają nadzieję, że tam rozpoczną życie na nowo. Mija 20 lat. Dorosły Barnabas (Johnny Depp) ma bogactwo i wpływy. Jedyną jego wadą jest słabość do kobiet. Wszystko jednak zmienia się, kiedy bohater łamie serce pięknej Angelique Brouchard (Eva Green), która z nienawiści zamienia go w wampira. Po niespełna dwóch stuleciach Barnabas powraca na ziemię i poznaje świat, który wygląda zupełnie inaczej niż za czasów jego młodości...

Burton zgromadził plejadę hollywoodzkich gwiazd: Johnny Depp, Michelle Pfeiffer, Helena Bonham Carter czy młoda aktorka Chloë Grace Moretz, której przepustkę do kariery dał film "Pozwól mi wejść". Aby ocenić, czy produkcja okaże się dobrym pastiszem filmów wampirycznych, musimy jeszcze poczekać. Na razie musimy zadowolić się oficjalnym polskim zwiastunem "Mrocznych cieni":


piątek, 30 marca 2012

Nuty ''MARIEKE, MARIEKE'' nie do końca czyste?


Debiut Sophie Schoukens, który dzisiaj wchodzi na ekrany polskich kin, rozbudza apetyt na wiele, ale ucztą intelektualną nie jest.



"Marieke, Marieke" to film głęboko osadzony w emocjach. Kobiecy i intuicyjny. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że reżyserująca obraz Sophie Schoukens wzorowała się w portretowaniu surowej relacji matka-córka na filmach Hanekego, a po części na melancholijnych obrazach Sophii Coppoli. Jednocześnie scenariusz jest równie beztroski jak główna bohaterka filmu. Miejscami może irytować również sposób narracji prowadzonej w postaci synestetycznego strumienia świadomości, na który składa się potok obrazów, skojarzeń i wspomnień. Jednak sympatycy klimatycznych, lekko marzycielskich obrazów utkanych z lekkich niedopowiedzeń powinni być usatysfakcjonowani z seansu.



Film skupia się wokół przeżyć Marieke, 20-letniej dziewczyny, która na co dzień pracuje w fabryce czekoladek i mieszka ze swoją matką, która po śmierci męża zdystansowała się wobec świata i okazuje szczątkowe emocje wobec córki. Marieke, jak każda wkraczająca w dorosły świat osoba, pragnie odnaleźć swoje miejsce w rzeczywistości, określić swoją tożsamość. Tylko jak to osiągnąć, jeśli nie zna się swojej przeszłości? Właściwym słowem opisującym relację matki i córki byłoby po prostu "przywiązanie". Marieke praktycznie nie pamięta swojego ojca. Pozostały jej tylko skrawki wspomnień i słowa matki dotyczące jego śmierci. Dopiero gdy na horyzoncie pojawia się Jacoby, dawny przyjaciel ojca Marieke i wydawca jego dzieł, którego z dziewczyną łączy niezwykła więź, Marieke stopniowo dojrzewa i odkrywa zaskakującą prawdę o sobie i swojej przeszości, która dotychczas tłumiła jej rozwój.

Jedyną naprawdę ciekawą rzeczą w filmie Schoukens jest kontrast, jaki stanowią wobec siebie matka i córka. Pierwsza z nich to kobieta dojrzała, po przejściach, która nie jest gotowa, by otworzyć się na nową relację po śmierci małżonka. Powściągliwa, a nawet dosyć oziębła, sceptycznie podchodzi do kolejnych pomysłów córki. Marieke to jej zupełne przeciwieństwo, czy -- jak mogłoby się wydawać -- młodsza wersja, tryskający życiem i entuzjazem Eros. Co ciekawe, dziewczyna spełnienia szuka w związkach z dużo starszymi mężczyznami, co wręcz niebezpiecznie ociera się o gerontofilię. W relacjach z dojrzałymi mężczyznami odnajduje jednak to, czego brakuje jej w młodszych przedstawicielach płci przeciwnej: ciepło, zrozumienie i wolność. Jej fascynacja starszymi mężczyznami odzwierciedlenie znajduje w fotografii -- dziewczyna namiętnie portretuje fragmenty ciał mężczyzn, w ramionach których szukała ukojenia. Obrazy te są niczym elementy układanki przedstawiającej tożsamość Marieke: fragmentaryczną i ukazującą poszczególne elementy w wielkim zbliżeniu, niedającym obrazu całości.



Wobec "Marieke..." żywię nadal mieszane uczucia: podczas seansu miałam permanentne uczucie déjà vu, a z drugiej strony niektóre ze scen chłonęłam szczegół po szczególe i mogłabym analizować klatka po klatce. Jest to z pewnością dzieło impresyjne; ogląda się je trochę jak wystawę fotografii, z których każda prezentuje wybrany wycinek rzeczywistości, mocno skupiony na szczególe. Na pewno jest to debiut udany, pozostawiający nadzieję na więcej. Jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że póki co przesłanie filmu jest niczym sama Marieke: nie do końca dojrzałe i lekko egzaltowane.

niedziela, 25 marca 2012

"Chatroom". Czy ośmielisz się wejść?

Brzmi znajomo? Internet jako inkubator samobójczych myśli wyalienowanych nastolatków to motyw bynajmniej nie nowy...



Japoński reżyser Hideo Nakata, znany między innymi z horroru wszechczasów -- "Ringa" -- podjął w 2010 roku współpracę z amerykańskimi producentami, czego efektem jest "Chatroom" -- thriller o grupie nastolatków, którzy wzajemnie podsycają w sobie skrywane lęki i nienawiść.

Film sam w sobie akcję ma niespieszną i nieskomplikowaną, aczkolwiek nie można odmówić mu bardzo klimatycznej atmosfery niemal przesyconej szmerem internetowych łącz. Wydaje się, że Nakata nieznacznie uprzedził Jana Komasę i jego "Salę samobójców", ale tylko z pozoru, bo oba obrazy w szerszej perspektywie różnią się znacznie.



A miało być jak w bajce...

Czasami świadomie porzucamy wygodny fotel kinomana, by udać się w wędrówkę po najciemniejszych zakątkach kina. Dobrą propozycją mogą okazać się nie najnowsze, ale wciąż nie tak znane "Lilja 4-ever" i "Import/Export".

"Lilja 4-ever" (2002) to przejmujący dramat, którego akcja dzieje się w jednej z byłych republik radzieckich (w wielu recenzjach wspomina się o Estonii). Film otwiera jedna z końcowych scen, w której tytułowa bohaterka -- szesnastoletnia Lilja -- w podartym ubraniu, zadraśniętą twarzą i potarganymi włosami, biegnie w kierunku wiaduktu. Z jednej strony chce przed czymś uciec, lecz z drugiej wie, że pozostało jej już tylko jedno wyjście... Historia rozpoczyna się jak współczesna wersja bajki o kopciuszku. Na wieść, że jej matka wyjeżdża ze swoim kochankiem do Stanów, Lilja ochoczo pakuje swoje rzeczy (pieczołowicie owijając obrazek święty). Szybko jednak okazuje się, że dziewczyna będzie musiała pozostać w swoim mieście: sama, bez perspektyw, pieniędzy i pracy. Kiedy pewnego dnia poznaje Andrieja, który proponuje jej wyjazd do Szwecji, wydaje się, że będzie to przepustka do raju...



"Lilja" to kino miejscami mocne, miejscami melancholijne. Na pewno nie można powiedzieć, że nie ma filmów odważniejszych lub dobitniej pokazujących problem prostytucji, turystyki seksualnej i innych dylematów życia codziennego, jakie zgotował mieszkańcom postkomunistycznych republik świt kapitalizmu. Ale z pewnością jest to obraz, który poruszy czułe struny. Dla wielbicieli gatunku i pozbawionych nadziei krajobrazów godnymi polecenia będą również "Ładunek 200" Bałabanowa i "Szczęście ty moje", które niedawno gościło na ekranach polskich kin.

"Import/Export" Ulricha Seidla to losy dwojga ludzi, które idą w przeciwnych kierunkach. Olga, pielęgniarka z Ukrainy, porzuca rodzinę w poszukiwaniu lepszego życia na zachodzie i kończy jako sprzątaczka na oddziale geriatrycznym w Austrii. Paul, bezrobotny ochroniarz z Wiednia, szuka celu, dla którego warto wstać rano. Razem z ojczymem wyrusza na wschód i trafia na Ukrainę. Dwoje młodych ludzi pragnie rozpocząć nowe życie, ale styka się z brutalną rzeczywistością. 

środa, 29 lutego 2012

"Grabarz" - przejmująca historia w innowacyjnej technologii


Kino Muranów zaprasza od 27 kwietnia na film niecodzienny. "Grabarz" w reżyserii Sándora Kardosa to nie tylko przejmująca historia, ale też ciekawy eksperyment formalny.

Film jest adaptacją opowiadania Rainera Marii Rilkego o tajemniczym młodzieńcu obejmującym posadę grabarza w San Rocco. Mężczyzną interesuje się córka miejscowego podesty. Spędza z nim całe dnie w cmentarnym ogrodzie, prowadząc rozmowy o śmierci. Tymczasem miasteczko nawiedza plaga. Ludzie masowo umierają, ostatni żywi pchają na cmentarz wozy pełne trumien...

Do realizacji filmu użyto aparatu stosowanego podczas wyścigów konnych do rejestrowania zawodników przecinających linię mety. Daje on znacznie bardziej zawężony obraz przestrzeni niż zwykła kamera czy aparat fotograficzny. W Grabarzu nie ma właściwie iluzji ruchu, przed oczami widza, od strony lewej do prawej przesuwa się otoczony czarnym tłem prostokąt z obrazem. Obrazy te są zniekształcone, rozmyte. Czasem klatki tworzą iście surrealistyczne czy abstrakcyjne kompozycje. Reżyser umożliwia widzowi doświadczenie metod konstrukcji obrazów filmowych, jakich próżno dziś szukać w kinie.

niedziela, 26 lutego 2012

Filmowy klub LGBT: "Glen czy Glenda". Nowy Wspaniały Świat zaprasza na kultowy "najgorszy film wszechczasów".



Pełnometrażowy debiut fabularny Eda Wooda Glen czy Glenda? z 1953 roku, przez długi czas był dziełem zapomnianym, gdy jednak nastała moda na twórczość tego „najgorszego reżysera wszechczasów”, stał się obiektem adoracji i nowych interpretacji. Okazało się, że wyprzedził swoją epokę.
Wood opowiada dwie historie– Glena, który w tajemnicy przed narzeczoną, przebiera się w damskie ciuchy (tę rolę zagrał sam reżyser, który prywatnie również był transwestytą) oraz Alana, który przechodzi operację korekty płci. Komentarze do tych przypadków wygłaszają prosto do kamery Doktor i Naukowiec (zagrany przez Bela Lugosiego, słynnego odtwórcę roli Drakuli). Apelują o zrozumienie dla „inności”.

Film w wersji oryginalnej z polskimi napisami. Trwa 65 minut.
 
Po seansie do rozmowy z udziałem Wiktora Dynarskiego, wiceprezesa Trans-Fuzji, zapraszają Mariusz Kurc i Bartosz Żurawiecki.

wstęp wolny, piętro
poniedziałek, 27.02, godz. 19.00 
Centrum Kultury Nowy Wspaniały Świat, Warszawa 

sobota, 25 lutego 2012

Jak trudno dzisiaj być człowiekiem

"Wstyd" Steve'a McQueena został okrzyknięty najbardziej oczekiwanym filmem roku na wiele miesięcy przed światową premierą. Szybko też zarezerwowane dla niego zostały etykietki "kontrowersyjny", "prowokacyjny" czy nawet "obrazoburczy". I, choć taka interpretacja nic filmowi nie uwłacza, niewiele ma też wspólnego z rzeczywistością.

Steve'a McQueena szczególnie interesują granice ludzkiej cielesności i tego, jakie ona niesie ze sobą implikacje dla sfery duchowej, czego przykładem była jego wcześniejsza produkcja "Głód". "Wstyd" przedstawia historię 30-letniego singla z Nowego Jorku, który jest uzależniony od seksu. Relacje, jakie utrzymuje z zamawianymi partnerkami, trudno nazwać nawet powierzchownymi, skutkiem czego coraz wyraźniej dają o sobie znać także samotność oraz uczucie braku zrozumienia. Klasyczny przypadek ofiary współczesnego modelu wolnych związków oraz miejskiego trybu życia. Praca, dom i nocne życie. I wstydliwy nałóg, który wpędza w poczucie winy. Tryb życia Brandona (Michael Fassbender) funkcjonuje na zasadzie błędnego koła. Jedyną osobą, która stara się podać mężczyźnie pomocną dłoń, jest jego siostra Sissy, o lekko rozhisteryzowanej osobowości -- zupełne przeciwieństwo wycofanego i powściągliwego Brandona.


McQueen stworzył przytłaczające studium bezradności człowieka wobec współczesności, a także wyzwań jakie niesie ze sobą płciowość i jej patologie. Obraz jest jednak o wiele bardziej przygnębiający w swej wymowie niż "kontrowersyjny". Nazwanie filmu zawierającego kilka średnio dosadnych i w dodatku uzasadnionych formalnie scen stosunku "prowokacyjnym" jest co najmniej sztuczną pruderią. Zwłaszcza, że intencją reżysera nie było szokowanie. Poza tym, o wiele bardziej do tej kategorii kwalifikują się filmy Hanekego, Solondza, Schlingensiefa czy Pasoliniego, które ukazują ludzkie dewiacje w jeszcze bardziej naturalistyczny sposób. 

Jednocześnie nie sposób oprzeć się wrażeniu, że "Wstyd" wpisuje się w ten sam nurt tematyczny co "Code Blue" Urszuli Antoniak, który niedawno gościł na ekranach kin. Lub "Painistka" Michaela Hanekego. Alienacja we współczesnym społeczeństwie i przejmująca samotność, która zmusza nas do zakładania przeróżnych masek i uczestniczenia w teatrze życia codziennego, w którym nie ma miejsca na danie upustu naszym najskrytszym pragnieniom. Tłumiona seksualność objawia się dopiero w intymności. Ale sam akt fizyczny rzadko kiedy gwarantuje nawiązanie więzi. "Wstyd" nie przekracza granic dobrego smaku ani moralności. Jedynie odwzorowuje codzienność niemałej części społeczeństwa. Albo aż odwzorowuje.

czwartek, 23 lutego 2012

Christoph Schlingensief i jego filmy

Prowokator jakich mało. Obrazoburca i jeden z najbardziej enigmatycznych twórców współczesnego kina. Bezkompromisowy. Kino.Lab w Centrum Sztuki Współczesnej zaprasza od 28 lutego na retrospektywę niemieckiego reżysera oraz debaty na temat jego twórczości.

Filmy przewidziane w projekcjach:

Egomania (1986)
Apokalipsa w krainie Wiecznej Zmarzliny. Tilda Swinton oraz Udo Kier w wizji ostatecznego końcu końca świata w interpretacji Schlingensiefa. Zachwycający wizualnie melodramat o miłości, zazdrości, chciwości, pragnieniu i morderstwie osadzony pomiędzy zaćmieniem słońca, orkiestrowymi pieśniami i dalekimi odgłosami wzburzonego morza. 

120 dni Bottropu (1997)



100 lat Adolfa Hitlera 
Ostatnia godzina w bunkrze Führera, tuż przed upadkiem nazistowskiego reżimu. Jego przedstawiciele toczą swoja własna wojnę.Groźne, kręte i intrygujące: ciemne korytarze bunkra Führera są idealnym miejscem dla wszelkiego rodzaju ekscesów. Udo Kier (Hitler), Alfred Edel (Göring), Dietrich Kuhlbrodt (Goebbels), Brigitte Kausch (Eva Braun) i inni odgrywając swoje role, ukazują banalność zła w całej swojej okazałości. „100 lat Adolfa Hitlera” jest kluczowym dziełem w całej twórczości Schlingensiefa. Pozwala widzowi doświadczyć początków tworzenia typowego dla niego klimatu. Nigdy wcześniej artysta nie zbliżył się tak bardzo do gatunku zwanego Direct Cinema. 

Niemiecka masakra piłą mechaniczną
Przełomowy film Schlingensiefa, dzięki któremu autor pozostał w świadomości widzów jako jeden z najbardziej niekonwencjonalnych, śmiałych i odkrywczych twórców kina. Film łączy estetykę trashowych horrorów z eksperymentalnymi korzeniami Schlingensiefa. Krwawy, wrzaskliwy i irytująco satyryczny horror, pełen czarnego humoru politycznego w pełni zasługuje na status kultowego filmu. Wydarzenia pierwszego dnia zjednoczenia Niemiec doprowadziły do odkrycia jednej z najbardziej dziwacznych zbrodni w jej historii; sześcioosobowa zachodnioniemiecka rodzina z Ruhrpott zmasakrowała grupę emigrantów z NRD.

Menu total
Reżyser o swoim filmie:
„Historia małego chłopca, który morduje całą swoją rodzinę. Oczywiście, gdy film się ukazał wszyscy myśleli, że miałem trudne dzieciństwo. Że mój tata mnie zgwałcił, a nawet gwałcił wielokrotnie przy różnych okazjach i tańczył wokół mnie ubrany w kobiece ciuchy i tak dalej. Jedyne, co mogę na ten temat powiedzieć, to to, że jeżeli faktycznie tak było, to ja tego nie pamiętam. Nigdy nie widziałem mojego taty w bieliźnie, ani nic takiego. Nie przypominam sobie tez żadnych gwałtów, więc jeżeli miały one miejsce, to byłem zbyt mały, żeby to zapamiętać. Moi dziadkowie też nie byli tego typu ludźmi. Ale gdzieś głęboko we mnie musi znajdować się jakieś mroczne miejsce. Miejsce wygłodniałe takich rzeczy jak to!”. Film wygwizdany na Berlinale w 1986! Wim Wenders wyszedł z projekcji po 10 minutach. Natomiast według reżysera jest to jego najlepszy film! 




środa, 22 lutego 2012

"Frankenweenie": Tim Burton powraca z mroczną animacją!

Tim Burton, enfant terrible Fabryki Snów oraz miłośnik animacji w gotycko-turpistycznej stylistyce, powraca z czarno-białą animacją "Frankenweenie". Tego nie można przegapić!



"Frankenweenie" to animowana, długometrażowa adaptacja filmu krótkometrażowego nakręconego przez samego Burtona w 1984 roku. Film powstał w technice 3D oraz przy zastosowaniu animacji poklatkowej.

Fabuła stanowi parodystyczne nawiązanie do słynnej gotyckiej powieści "Frankenstein" autorstwa Mary Shelley. Kiedy pies Victora -- Sparky -- zostaje potrącony przez samochód, właściciel postanawia przywrócić go do życia. Gdy ożywiony pupil zaczyna się dziwnie zachowywać, Victor musi przekonać swoich rodziców, że demoniczne zwierzę to nadal ich ukochany psiak... W jednej z roli głównych sama Winona Ryder.

Premiera zapowiadana jest na kwiecień 2012.

piątek, 17 lutego 2012

Czar złotej epoki kina. Recenzja "Artysty"

Historia podobno lubi się powtarzać, a dobry film jest niczym wino -- im starszy, tym lepszy. "Artysta" jest prawdziwą ucztą dla kinomana o wyrobionym guście i dorasta do pochwał wynoszących go do rangi arcydzieła.

"Artysta" powstał z nostalgii i pragnienia stworzenia czegoś nowatorskiego. Paradoks? Francuski reżyser nie wątpił ani chwilę w powodzenie tego projektu. Michael Hazanavicius wielokrotnie podkreślał, że jego ambicją było stworzenie obrazu, który w wyrafinowany sposób nawiązywałby do złotej epoki kinematografii, a jednocześnie spełniałby oczekiwania współczesnych widzów. Zaznaczyć trzeba, że sentyment do kina niemego i czarno-białego obrazu to jedno, a intrygująca i wcale nie infantylna fabuła to drugie. Trudno się bowiem nie zgodzić, że oglądanie filmowych klasyków może być męką dla dzisiejszej widowni i to nie wynika bynajmniej z braku artystycznej wrażliwości czy standardów, do jakich przyzwyczaiło nas współczesne kino, ale też z faktu, że zmienił się świat w jakim żyjemy. Stąd też mało kogo śmieszą infantylne gagi rodem z komedii slapstickowej i mało kto czuje satysfakcję intelektualną, czytając urywki zdań z planszy i domyślając się i tak nieskomplikowanych dialogów bohaterów z ruchu ich ust. Dlatego do tego mariażu teraźniejszości i przeszłości byłam nastawiona sceptycznie. Jak się okazało, Hazanavicius nie tylko stworzył prawdziwą perełkę starannie dopracowaną pod kątem montażu, dźwięku i aktorstwa, ale też zdołał dokonać rzeczy iście nowatorskiej: tchnąć życie w formę filmu niemego.

Tytułowy artysta to George Valentin (nazwisko nawiązuje zapewne do Rudolfa Valentino), czołowa gwiazda kina niemego (w tej roli doskonały Jean Dujardin o wyglądzie amanta z lat 20.). Przypadkowo spotyka on Peppy Miller (w tej roli równie doskonała Bérénice Bejo), młodą tancerkę, która marzy o hollywoodzkiej karierze filmowej. Los chce, że drogi tych dwojga schodzą się na planie filmowym. Gwiazda George'a błyszczy jednak do czasu, kiedy producent nie pokaże mu pierwszego filmu dźwiękowego. Artysta nie chce o tym słyszeć. Wszak nie jest marionetką. Jednak nadejście nowego medium staje się życiową szansą dla młodej Peppy...

Scenariuszowo Hazanavicius nie odchodzi od konwencji kina niemego; w strukturze filmu można łatwo wyróżnić wprowadzenie, dosyć stereotypowy rozwój akcji, punkt kulminacyjny i rozwiązanie. Co ciekawe, filmowe dénouement, nie do końca przewidywalne, utrzymane jest w zaskakująco dobrym guście i nie stanowi prostego odniesienia do sytuacji zarysowanej w pierwszych scenach filmu. Otrzymujemy historię na pograniczu romansu, musicalu i dramatu, a wszystko to w oparciu o oryginalny pomysł zderzenia, a następnie mariażu przeciwstawnych technik filmowych.

Reżyser podaje wytworny produkt opakowany wybitną muzyką, który nie ma stymulować nas do rozważania człowieczej kondycji czy doszukiwania się w prostych dialogach wartości intelektualnej. Sam Hazanavicius mówił, że "Artysta" to laurka, list miłosny do kina. Na całokształt wpływ miała zarówno twórczość Hitchcocka, Murnaua, Langa, Forda, Lubitscha czy Wildera. To jakby magiczna, sentymentalna podróż w czasie do złotej epoki, do początków kina, a przeszłość zawsze niesie ze sobą pewien element sentymentalny. To film dla tych, którzy dadzą się oczarować dźwiękom klasycznej muzyki, tanecznym ruchom oraz emploi aktorów kina niemego. "Artysta" ma poruszać czułe struny duszy u tych, którzy kino umiłowali z całym jego anturażem. 

artykuł można również przeczytać na serwisie wiadomosci24.pl

niedziela, 12 lutego 2012

Nazizm w konwencji groteskowej?

Inwencja twórców horrorów nurtu gore i splatter czy filmów SF jest nieograniczona. Głównie dlatego, że zadowala się nawet najbardziej absurdalnymi fabułami. Niekiedy z zaskakująco dobrym skutkiem. Wkrótce premiera "Iron Sky", który w kreatywny sposób eksploatuje wątek nazistowski.

Twórcy "Iron Sky", komedii science-fiction o nazistach zamieszkujących ciemną stronę Księżyca, zaprezentowali swój obraz 11 lutego podczas festiwalu Berlinale.

Rok 1945. Grupa naukowców na czele z Hansem Kammlerem dokonuje epokowego odkrycia w badaniach nad stanem nieważkości. Z tajnej bazy nazistów na Antarktyce zostają wysłane statki kosmiczne z misją utworzenia na Księżycu nazistowskiej bazy "Schwarze Sonne" (niem. "czarne słońce"), która miałaby zająć się stworzeniem niepokonanej floty. Akcja filmu rozpoczyna się w roku 2018, kiedy to potomkowie nazistów decydują się powrócić na Ziemię z zamiarem jej podbicia. Reżyserią zajął się Timo Vuorensola, a za produkcję odpowiedzialny jest Tero Kaukomaa z Blind Spot Pictures. Polską premierę zapowiedziano na 27 kwietnia.


W 2009 roku norweski reżyser Tommy Wirkola stworzył obraz "Død snø" (znany w Polsce pod tytułem "Zombie SS"), który, zdawałoby się, jest skazany na niepowodzenie ze względu na dość oryginalne zestawienie motywów: studenci medycyny,  którzy wybierają się na wspólny weekend w górach i nieprzyjazne zombie, którzy okazują się oficerami SS należącym do batalionu pułkownika Herzoga -- jedynej jednostki niemieckiego okupanta, która w 1945 roku padła ofiarą skandynawskiego mrozu. Jednak jak twierdzą sympatycy, film broni się pod warunkiem, że... nie bierzemy go na serio! I dowodzi, że naziści są wśród nas, a tropienie ich śladów może konkurować z szukaniem samego Elvisa.
 

piątek, 3 lutego 2012

W czasach, kiedy kino było luksusem dla wybranych...

Film "Artysta" to projekt pod wieloma względami niezwykły. W związku z ogromnym zainteresowaniem wokół obrazu, polski dystrybutor zdecydował się przesunąć premierę planowaną pierwotnie na 24 lutego 2012r. Pierwsze pokazy "Artysty" zobaczymy w wybranych kinach już 10 lutego!

 
Projekt reżysera Michela Hazanaviciusa budzi zainteresowanie przede wszystkim od strony formalnej, gdyż film został nakręcony w technice czarno-białej i stanowi podróż sentymentalną do złotego okresu kina, jeszcze przed epoką dźwiękową. W warstwie fabularnej jest to opowieść, która dzieje się pod koniec lat 20. XX wieku. 

Koniec kina niemego stanowił niejako koniec karier wielu gwiazd, będących u szczytu popularności. Czy słynny aktor George Valentin (Dujardin) podzieli los „wielkich zapomnianych”? Czy płomienna miłość, która wybuchnie między nim a początkującą tancerką Peppy Miller (Bejo) zainspiruje go do walki o miejsce w świecie „nowego” Hollywood i ocali przed zapomnieniem oddanej kiedyś publiczności? 

Jak obiecuje reżyser, obraz w niezwykle wysmakowany sposób łączy oczekiwania współczesnych widzów z tym, co w klasyce kina najlepsze. Film otrzymał 3 Złote Globy oraz 10 nominacji do nagrody Oscara. Przez wielu już uznawany za arcydzieło.

"Artysta" zawita do wybranych polskich kin już 10 lutego, kolejne kina rozpoczną projekcje 17 i 24 lutego br.

"The Artist": Official Trailer & Main Theme



poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zobaczysz skok, ale inny: "Człowiek na krawędzi"

W miniony piątek na ekranach pojawił się film, którego dystrybutor próbuje zachęcić widzów do wizyty w kinie, obiecując że skok desperata z wieżowca to tylko pozornie oklepany temat i ulubiony hollywoodzki trick. Czyli niby znane, ale inne.

Amerykańskie media przyjęły film Asgera Letha dosyć chłodno (średnia ocen krytyków na Rotten Tomatoes wyniosła ok. 23 %), twierdząc, że nomen omen film balansuje na krawędzi głupoty.

Wczesny poranek w samym sercu Nowego Jorku. W położonym na 21. piętrze oknie luksusowego hotelu pojawia się mężczyzna. Wszystko wskazuje na to, że zamierza popełnić samobójstwo. Gdy na miejscu zjawia się policja, mężczyzna oświadcza, że będzie rozmawiał tylko z wybraną negocjatorką. Tymczasem w położonym po sąsiedzku budynku Nowojorskiej Giełdy Diamentów niezauważona przez nikogo dwójka włamywaczy zmierza po bezcenny diament. Kim jest mężczyzna szykujący się do skoku? Czy łączy go coś z włamywaczami? Dlaczego kilku wysoko postawionych policjantów wpada w panikę po odkryciu tożsamości samobójcy? Kto pociąga za sznurki? 

 

środa, 25 stycznia 2012

W złotej klatce drobnomieszczańskiego rytuału

"Rzeź" ("Carnage") Romana Polańskiego, która wzięła szturmem rodzime kina, to film inny niż wszystkie dotychczasowe w dorobku reżysera. Film studyjny, utrzymany w konwencji teatru telewizji, mocno bazujący na dialogach. W kwestii tematyki powrót do dialektyki napięć międzyludzkich w stylistyce "Noża w wodzie", konstrukcyjnie -- ponowny flirt z motywami klaustrofobicznych przestrzeni rodem z "Lokatora". Polański ponownie dowodzi swojego mistrzostwa formalnego. Co jednak kryje się za scenariuszem tego mieszczańskiego piekiełka?

Scenariusz "Rzezi" powstał w oparciu o sztukę "Bóg mordu" Yasminy Rezy. Pisząca po francusku autorka -- urodzona w Moskwie córka irańskiego Żyda i Węgierki -- pozostaje zagorzałą demaskatorką mieszczańskiej hipokryzji, która stanowi przykrywkę dla rządzących nami atawizmów i dyletanctwa. Wszystko zaczęło się od publikacji "Sztuki" -- dramatu będącego satyrą na francuską klasę średnią. Tematem utworu jest historia paryżan, których przyjaźń zostaje poważnie nadwerężona z powodu różnicy zdań dotyczących oceny obrazu współczesnego malarza. Od miłości do nienawiści jeden krok. Dramat doczekał się tłumaczenia na 35 języków (!), a Reza -- wielu prestiżowych nagrród, m.in. Nagrody Moliera.

Szlaki kariery pisarskiej zostały przetarte: za "Sztuką" na sceny europejskie trafiły kolejne dzieła: "Rozmowy po pogrzebie" (1987), ''Przypadkowy człowiek" oraz "Sztuka hiszpańska". Co ciekawe, Reza sprawdza się także w prozie: w 2007 roku opublikowała książkę "Świt, wieczór lub noc" poświęconą Nicolasowi Sarkozy'emu i jego kampanii prezydenckiej.

"Rzeź" oparta na "Bogu mordu" to nie pierwszy przypadek kooperacji Polańskiego i francuskiej pisarki. Reza dokonała również adaptacji "Przemiany" Kafki, którą Polański wyreżyserował w Theatre du Gymnase. Sztuka jest taka jak film: kameralna, minimalistyczna w środkach wyrazu, ale to w zupełności wystarcza, by obnażyć konflikt i podziały ideowe, w których do głosu dochodzą pierwotne instynkty. A Polański celuje w bezkompromisowym przedstawianiu natury ludzkiej.

niedziela, 22 stycznia 2012

"Dziewczyna z tatuażem": akustyczny geniusz

Najnowszy film Davida Finchera na kanwie bestsellera Stiega Larssona skazany był na sukces komercyjny. Nie można jednak zaprzeczyć, że "Dziewczyna z tatuażem" jest perfekcyjna w każdym calu: również muzycznie. Minimalistyczny, miejscami surowy soundtrack pełen jest intrygujących dźwięków elektro i modern w stylu ścieżki dźwiękowej z "Biegnij, Lola, biegnij". Tyle, że jest znacznie bardziej mroczny i dojmujący niż owa kultowa muzyka z filmu Tykwera. Wybrana kolekcja wkrótce w zakładce Soundtracks!

FULL OPENING SEQUENCE

TRAILER HD









Wywiady z aktorami:














piątek, 20 stycznia 2012

Alejandro Jodorowsky: wielki indywidualista w TVP Kultura

Jego filmami fascynowali się m.in. Peter Gabriel, Marcel Marceau czy John Lennon. Dokument o jednym z największych ekscentryków kina w poniedziałkowy wieczór w TVP Kultura rozpoczyna tydzień z twórczością Alejandro Jodorowskiego. 

 

Dokonania Jodorowskiego nie pozwalają przejść obok tego wielostronnego artysty obojętnie. Syn rosyjskich emigrantów, urodzony w małej osadzie na północy Chile. Za młodu zjeździł cały kraj jako członek trupy teatralnej, potem podróżował po Europie, gdzie zaprzyjaźnił się m.in. z Rolandem Toporem, Fernando Arrobalem. Wspólnie założyli awangardową grupę teatralną Panique autoironicznie bawiącą się konwencjami surrealistycznymi. Ma na koncie również wieloletnią współpracę ze słynnym artystą komiksu Moebiusem, z którym w serii Incal stworzyli postać Johna Difoola, detektywa prywatnego klasy R, mieszkającego w Mieście-Studni.

Jodorowsky jest jednym z najbardziej aktywnych artystów naszych czasów. Jego zainteresowania psychoanalizą, tarotem i okultyzmem znajdują odzwierciedlenie w twórczości filmowej, stanowiącej jedynie niewielką część jego dorobku artystycznego i jak twierdzą niektórzy, także naukowego. Filmy, takie jak „Fando i Lis”, „Święta góra” czy „Kret” do dzisiaj budzą kontrowersje, przez niektórych uwielbiane za bezkompromisową artystyczną wizję i niebywałą erudycję twórcy, przez innych ganione za pretensjonalność i „pseudo-głębię”.

Widzowie TVP Kultura będą mogli skonfrontować się z twórczością Alejandro Jodorowskiego samodzielnie od poniedziałku. Dokumentem „Konstelacja Jodorowsky” rozpoczynamy bowiem tydzień z filmami chilijskiego artysty. We wtorek 24 stycznia wyemitujemy drugi zrealizowany przez niego film „Fando i Lis” z 1968 roku. W środę 25 stycznia pokażemy „Kreta” - przewrotny, mistyczny western z 1970 roku. „Świętą górę” - jeden z najgłośniejszych tytułów Jodorowskiego, którego sfinansowanie zaoferowali zafascynowani reżyserem Beatlesi, zaprezentujemy w czwartek 26 stycznia. Każdy z filmów Jodorowskiego poprzedzi emitowane o godz. 20.00 Studio Kultura, w którym Michał Chaciński przybliży twórczość reżysera.

Emisja 23 stycznia, godz. 20.20, TVP Kultura

źródło: tvp.pl/kultura

wtorek, 17 stycznia 2012

Jak daleko się posuniesz?

Przewrotne pytanie "Czy zabiłbyś dziecko?" postawione w tytule doskonałego filmu Ibáñeza Serradora każde nam zastanowić się podwójnie nad naturą dziecięcą. Reżyser konfrontuje widza z przerażającym ujęciami przedstawiającymi śmierć bezbronnych dzieci, na którą przyzwala ludzkość, by następnie zadać owo pytanie ponownie, gdy dziecko nie pojawia się już w roli ofiary, lecz sprawcy.

"Według statystyk ONZ, w tej części świata co pięć sekund umiera jedno dziecko". Mozaika, na którą składają się obrazy z wojen, tworzy jednolity przekaz: każdy konflikt zbrojny łączy się z okaleczaniem i zabijaniem dzieci. Raport ONZ z 2006 roku stwierdzał, że codziennie z głodu ginie 100 tysięcy ludzi, podczas gdy pieniądze wydawane przez państwa członkowskie na zbrojenia zapewniłyby życie kilkunastu miliardom osób. "Co pięć sekund umiera dziecko poniżej 10 roku życia". Raport stwierdzał jednoznacznie, że zezwolenie na taką sytuację można określić mianem morderstwa. 

Pewnej nocy na wyspie rozległ się śmiech dzieci. Wyszły na ulice i rozpoczęły zabawę. Jeden dom, drugi, trzeci - z każdego wylewały się krzyki dorosłych. A dzieci wciąż się bawiły. Nikt ich nie powstrzymał, bowiem kto zabiłby dziecko?.



Opis filmu:
Para angielskich turystów wynajmuje łódź, by odwiedzić fikcyjną wyspę Almanzory niedaleko od południowego hiszpańskiego wybrzeża. Po przybyciu tam stwierdzają, że miasto pozbawione jest dorosłych, są tam tylko dzieci, które nic nie mówią, ale patrzą na nich z niesamowitymi uśmiechami. Wkrótce także odkrywają, że wszystkie dzieci na wyspie zostały opanowane przez tajemniczą siłę albo obłęd, co sprawia, że atakują i mordują starszych ludzi. Żadna z zaatakowanych osób nie broni się, ponieważ nie ośmiela się zabić dziecka... (opis: Filmweb.pl)


Tytuł: ¿Quién puede matar a un niño?
Reżyseria: Narciso Ibáñez Serrador
Scenariusz: Narciso Ibáñez Serrador
Kraj produkcji: Hiszpania
Rok produkcji: 1976
Czas projekcji: 111 min.

wtorek, 10 stycznia 2012

"W telewizji mówi się o takich jak ja..."

"Musimy porozmawiać o Kevinie" ("We Need to Talk About Kevin'') przeraża bardziej niż niejeden horror, jako że kontynuuje dyskusję na temat banalności zła -- temat dobrze nam znany w różnorakich ujęciach. Lecz tym razem w centrum uwagi nie znajduje się wyłacznie nastolatek wymachujący bronią, lecz pytająca matka.
Szkocka reżyserka Lynne Ramsay, znana dotychczas węższej publiczności z mocnych obrazów takich jak "Morvern Callar" oraz "Nazwij to snem" ("Ratcatcher"), tym razem wzięła na warsztat powieść Lionela Shrivera z 2003 r. Efekt: intensywna, a przez to znakomita mieszanka dramatu, thrillera i horroru. Tytułowy Kevin już od dnia narodzin ma w sobie demoniczne rysy i wyjątkowo zimne, pałające nienawiścią spojrzenie. Wydawać by się mogło, że urodził się, by czynić zło, że nie ma dla niego ratunku. Od początku sprawia problemy, gdzie się pojawi -- przejawia destrukcyjne skłonności. Wiele czasu upłynie, zanim zacznie mówić. Milczy z wyboru. By złamać bezradną matkę. Jakże więc pełnego znaczenia nabierają w tej sytuacji słowa Freuda: "Dzieci nie są złośliwe. Są złe".

RODZICIELSKA SKAZA?

Ale i matka -- Eva -- (bardzo przekonująca Tilda Swinton) w niczym nie przypomina rozpływającej się w zachwytach nad pociechą rodzicielki ("Gdyby nie ty, mama mogłaby teraz być we Francji"). Poprzez szereg reminiscencji i skrawków wydarzeń z przeszłości uzyskujemy pełniejszy obraz rodzinnej historii. Oto wzorcowa rodzina amerykańska: matka, ojciec i syn (w późniejszym etapie także córka). Dobroduszny i niekonfliktowy ojciec (doskonały w tej płytkiej kreacji John C. Reilly) jest wpatrzony z uwielbieniem w Kevina, wzorowo wypełnia swoją rolę i klepie pociechę po ramieniu, wierząc, jak większość z nas, że dzieci są niewinne, słodkie i należy im wiele przebaczać. Kevin przy ojcu staje się inną osobą, nakłada maskę dobrego syna. Prawdziwe napięcie widać we wzajemnych relacjach matka - Kevin. Tylko ona traktuje go od początku jak równego przeciwnika. Z jednej strony stara się mu nieudolnie okazać matczyną troskę i pyta siebie, czym zasłużyła na nienawiść z jego strony; z drugiej jednak nie jest w stanie okazać empatii i widzi we własnym dziecku zagrożenie. A Kevin kontynuuje grę. Stopniowo, ale konsekwentnie i z pewnością socjopaty przeraża Evę coraz bardziej: poczynając od odmowy podania piłki, poprzez dziwne wypadki w domu aż do pewnego dnia... Szkody, które wyrządza Kevin to nie dziecięca złośliwość czy oznaka młodzieńczego buntu. Ich skutki są nieodwracalne: to zło w czystej postaci.

W KIERUNKU JĄDRA CIEMNOŚCI

Film stwarza wrażenie dosyć powierzchownego, ale po pewnym czasie można stwierdzić, iż to tylko złudzenie. Charakterystyczna klaustrofobiczność i ograniczenie przestrzeni akcji wynika ze specyficznego sposobu prowadzenia narracji z perspektywy przeżyć wewnętrznych Evy. Przeplatające się ze sobą retrospekcje i wydarzenia współczesne oraz nasycone kolory (niebieski i czerwony) tworzą specyficzny klimat obrazu. Przeszłość funkcjonuje niczym belle époque nosząca symptomy kryzysu. Istnieje już tylko w obrazach i nie ma odwrotu.

"Musimy porozmawiać o Kevinie" zręcznie wpisuje się w tematykę obrazów o wyzutych z emocji dzieciach nowej ery, niemniej jednak nie powtarza elementów materii już znanej. Film ogląda się jak dobry, fabularyzowany dokument. Chociaż rozwiązanie historii nie zaskakuje, chcemy towarzyszyć Evie do końca. Kevin wiele ma wspólnego z Bennym z przerażającego "Benny's Video" Michaela Hanekego, tyle że w roli winowajcy nie występuje współczesna kultura i wszechobecne media. Kevinowi w zasadzie bliżej do bohaterów pamiętnego "Słonia" w reżyserii Gusa van Santa, nawiązującego bezpośrednio do masakry w Columbine High School. Problem niepozornego nastolatka, który pewnego dnia zjawia się w szkole z bronią, by krwawo rozprawić się z kolegami analizował już Michael Moore w swoim dokumencie ''Zabawy z bronią'' (ang. ''Bowling for Columbine'', 2002). A może w kontekście bieżących wydarzeń możemy w wyrachowanym Kevinie dostrzegać rysy Breivika? Czy jednak zagubionego nastolatka, który rozpaczliwie woła o uwagę?

 Pytanie o przyczyny zła pozostaje bez odpowiedzi. Tak jakby Ramsay chciała zasugerować, że może być ono samoistne.