Kino norweskie pełne jest mrocznych pozycji. Obok pod wieloma względami nieprzeciętnego "Naboer" [2005] ("Drzwi obok") Påla Sletaune'a (reżyser został już zaliczony do grona jednego najbardziej charakterystycznych młodych reżyserów, a jego film pojawi się na WFF 2011) odkryłam niedawno "The Lake of the Damned" ("De dødes tjern"), uznawany w Norwegii za klasyka w kinematografii grozy.
Film oparty jest na motywach powieści Andrego Bjerke, piszącego pod pseudonimem Bernhard Borge. Historia dotyczy grupy sześciu przyjaciół, którzy zapuszczają się w mało uczęszczane rejony Norwegii, by spędzić kilka dni w opuszczonej chatce. Kiedy są już na miejscu, zaczynają zastanawiać się nad przyczynami zaginięcia wspólnego znajomego - każdy ma na ten temat własne przypuszczenia. Urokliwe miejsce owiane jest legendą: podobno w pobliskim jeziorze mężczyzna utopił swoją siostrę i kochankę, a następnie sam targnął się na swoje życie. Film uważany jest za jeden z pięciu najlepszych obrazów jakie kiedykolwiek powstały w Norwegii. Jest to zarazem film, który stał się przełomem w karierze reżysera Kårego Bergstrøma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz