Ruszyły właśnie pokazy przedpremierowe "Naznaczonego", konsekwentnie firmowanego pod egidą twórców "Piły" i "Paranormal Activity". Mimo mojej wielkiej słabości do filmów grozy, rzec muszę kilka słów prawdy na temat filmu.
Otóż, tak usilna promocja nie byłaby konieczna, gdyby obraz bronił się sam, a powinien, bo w zasadzie z krwawym horrorem o psychopatycznym mordercy czy opowieści o nawiedzonym domu niewiele ma wspólnego. Chociaż do tego drugiego znacznie mu bliżej. I to praktycznie może być jedynym elementem zaskoczenia w filmie, a mianowicie, że chodzi o inny rodzaj nawiedzenia. Niby nowe opakowanie, jednak w środku w miarę zgrabna układanka ogranych motywów, wśród których znajdziemy inspiracje hiszpańskim i azjatyckim kinem grozy, a także wierzenia ludowe i seanse spirytystyczne.
"Naznaczony" utrzymany jest w niepokojącym klimacie, ale środki jakimi się posługuje, są krótkotrwałe. No i momentami zjawy stają się zbyt oczywiste. Nawet dosyć zaskakujące w zamierzeniu twórców zakończenie traci swoją siłę, bo opiera się na motywie znanym z "Shutter. Widmo", a poza tym jest do pewnego stopnia przewidywalne. To tak jak układanie wieży z klocków, które doskonale znamy. Próbujemy stworzyć coś nowego, ale zawsze wychodzi tak samo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz