Już tylko kilka tygodni dzieli nas od polskiej premiery "Wstydu" (2011), obrazu niezwykłego i zarazem kontrowersyjnego, który poruszył widownię zeszłorocznego festiwalu w Wenecji.
Niezobowiązujący seks jest łatwy. Wszystko, co poza nim i obok niego wymaga uwagi i zaangażowania. Klucz do opowiadanej historii jest gdzie indziej. W filmie Steve'a
McQueene'a "Shame" kryje się on w pośpiesznych rozmowach, nagłych
gestach, codziennych sytuacjach - w jednym z kilku nagrań zostawionych
na automatycznej sekretarce. Prawda i emocje tkwią w szczegółach,
których obecność jest wyczuwalna tylko podskórnie, w sytuacjach, jakie
nigdy nie mają miejsca. Film McQueene'a jest ujęty w piękną ramę, którą
stanowi spotkanie w metrze. Brandon (Michael Fassbender) przygląda się
siedzącej nieopodal kobiecie. Obserwuje jej nogi, ocenia kształt ud i
kolor pończoch. Przygląda się jasnej cerze i rudym włosom. Ona zaciska
kolana. Odwzajemnia spojrzenie. Kiedy wstaje i chwyta poręcz, on staje
tuż za nią. Muska ją dłonią. Na stacji metra ich drogi się rozmijają. To
nic. Wszystko zdążyło się rozegrać, choć nic się nie wydarzyło.
Autor: Anna Bielak, Stopklatka.pl, 5 września 2011
reż. Steve McQueene
wyst.: Carrey Mulligan, Michael Fassbender
premiera polska: 24 lutego 2012 r.
Wielka Brytania
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz