piątek, 31 grudnia 2010

"Mr. Nobody" SOUNDTRACK

"Mr.Nobody" (fragment ścieżki dźwiękowej filmu) 
There comes a time in life where everything seems narrow. Choices have been made. I can only continue on. I know myself like the back of my hand. I can predict my every reaction. My life has been cast in cement with airbags and seatbelts. I've done everything to reach this point and now that I'm here, I'm fucking bored. The hardest thing is knowing whether I'm still alive.
Pavane Op. 50, Gabriel Faure, "Mars Theme"

What was it like when humans were mortals?
  There were cars that polluted. We smoked cigarettes. We ate meat. We did everything we can't do in this dump and it was wonderful! Most of the time nothing happened... like a French movie.

 The Chordettes, "Mr.Sandman"  
Ten days... That makes 14,400 minutes... I wish time would stop right now, that it would stay this way forever.

Wallace Collection, "Daydream"
Before he was unable to make a choice because he didn't know what would happen. Now that he knows what will happen, he is unable to make a choice.


Utwory, które pojawiły się na ścieżce dźwiękowej filmu i które najlepiej oddają jego istotę. Pomiędzy -- najbardziej zapadające w pamięć cytaty z wersji oryginalnej scenariusza.

środa, 29 grudnia 2010

„Mr. Nobody”, czyli jak zjeść ciastko i mieć ciastko

„Dopóki nie dokonasz wyboru, wszystko jest możliwe. Ale gdy już wybierzesz, nie ma odwrotu”. Czyli o tym, jak pogodzić ze sobą wewnętrznie sprzeczne zdarzenia i przeżyć alternatywne wersje własnego życiorysu.

Wyobraź sobie siebie na rozstaju dróg: przed tobą trzy ścieżki, każda wiedzie w innym kierunku. Każda z nich niesie ze sobą nowe możliwości, a jednocześnie ograniczenia w porównaniu do pozostałych. Wybierasz tę, którą podpowiada ci intuicja? Doskonale. Tak działamy w większości przypadków. Nawet najlepiej opracowane drzewko decyzyjne nie jest w stanie przewidzieć, jakich możliwości się pozbawiamy, dokonując danego wyboru oraz tego, czy dałoby się zmienić bieg wydarzeń, podejmując inną decyzję. I całe szczęście: dzięki temu jeszcze nie zwariowaliśmy.

Grany przez Jareda Leto Nemo Nobody (oba człony znaczące, jako że są to odpowiedniki słowa „nikt” w języku łacińskim i angielskim) budzi się pewnego dnia jako najstarszy człowiek na ziemi. Cały świat, złożony z istot, które osiągnęły nieśmiertelność dzięki odnowie komórek w procesie telomeryzacji, oczekuje teraz na spektakularny moment odejścia ostatniego śmiertelnika.

Tymczasem Nemo twierdzi uparcie, że ma 34 lata. Żyje u boku swojej żony Elise, a może Anny...? Pamięta rozwód rodziców i to jak zamieszkał z ojcem, a może matką? Opowieść Nemo jest tak fascynująca nie dlatego, że pokazuje, iż wszystko jest możliwe do osiągnięcia, ale to, że wszystko może się zdarzyć. Pozornie sprzeczne wydarzenia z życia, kiedy świat był jeszcze pełen przypadkowości (i przez to piękny), układają się po sobie kolejno jak klatki filmowe, może chaotycznie, ale wokół wspólnej osi, połączone siecią wzajemnych punktów odniesienia. Reżyser Jaco Van Dormael potrzebował ponad dwóch godzin (a jego film wcale nie ustępuje blisko czterogodzinnej „Magnolii” P. T. Andersona, w której jeden dzień z życia bohaterów, to jakby całe życie), by stworzyć obraz po prostu piękny; życie, z którego co prawda wymazano plamy nudy, ale które w choćby najmniej pozornych swych przejawach oddaje piękno egzystencji dynamicznej. Odpowiada za to właśnie ten element przypadkowości, którego pozbawiły się przyszłe pokolenia, ta prosta koincydencja, która sprawia, że w danej chwili łączą się dwie komórki, z których powstaję ja. Czy słyszałeś kiedyś o efekcie motyla? O mojej przyszłości przesądziła ta nieoczekiwana kropla deszczu, która właśnie spadła z nieba, bo gdzieś daleko ktoś gotował jajko na śniadanie, zamiast być w pracy. A wszystko przez to, że stracił pracę w fabryce, bo ja nie kupiłem tych dżinsów.

Plastycznie zmieniające się obrazy oprawione prostą i znaną, lecz w tym kontekście jakże fenomenalną muzyką to nie jedyny atut filmu. Wśród rozważań czysto futurologicznych i filozofii przypadku czy wyboru w naszej egzystencji pojawia się metafora życia jako partii szachów i konstatacja, że czasami najlepszy ruch to brak ruchu – tzw. Zugzwang, czyli sytuacja, w której jakakolwiek decyzja gracza pogarsza jego sytuację.

„Mr. Nobody”, chociaż misterny w swej strukturze, nie wkracza na tereny dotąd kinematografii nieznane. Momentami przypomina mitologiczną wręcz opowieść życia snutą przez bohaterkę na łożu śmierci w „Ciekawym przypadku Benjamina Buttona” Finchera czy wspomnianą już „Magnolię” w swej mozaikowej strukturze. Z kolei koncepcja paralelnych ciągów wydarzeń przywodzi na myśl „Źródło” Aronofskiego, a rozważania na temat celowości naszego istnienia stanowią echa podjętej tematyki w dosyć skomplikowanym do interpretacji „Donnie Darko”.

W niczym jednak nie zmienia to faktu, że „Mr. Nobody” jest miłą odmianą od filmów poniżej klasy B, jakie obecnie mamy do wyboru. A czasami możliwość wyboru to brak wyboru.

wtorek, 28 grudnia 2010

Dołącz do Facebookowej stronki!

Teraz można śledzić najnowsze posty na stronie W klatce filmu: Mad about movies [w dwóch wersjach językowych] na FB!
Będzie się tam pojawiało również więcej komplementarnego materiału do postów z blogów na Onet.pl czy Bloggerze (siłą rzeczy, a to wszystko dzięki większej tolerancji FB dla treści multimedialnych).
Są już dostępne zwiastuny "Mr. Nobody", soundtrack w planach.
Zapraszam do komentowania!

niedziela, 26 grudnia 2010

SOCIAL NETWORK w wyścigu po Oskary

"Żyliśmy w miastach i na  wsiach; teraz będziemy mieszkać w Internecie"
David Fincher, twórca takich intrygujących obrazów jak "Podziemny krąg" ("Fight Club"), "Siedem" ("Seven") czy "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" ("The Curious Case of Benjamin Button"), absolutnie brawurowym filmem "The Social Network" potwierdził swój status jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów.

Pozornie prosta i nieobfitująca w gwałtowne zwroty akcji historia powstania Facebooka została przekształcona (dzięki inteligentnemu scenariuszowi A. Sorkina) w fascynującą fabułę o jednej z największych (sic!) rewolucji w komunikacji Internetowej ostatnich lat. W tym sensie film Finchera jest nie tylko dokumentem naszych czasów, mającym okazję stać się jednym z filmów pokoleniowych, ale także obrazem kultowym (jak niegdyś "Podziemny krąg"), doskonale oddającym nasze lęki, dążenia i frustracje epoki multimediów.

I chwała twórcom za to, że nie pokusili się o szukanie i sugerowanie odpowiedzi na dręczące nas pytania. ''The Social Network" w żadnym wypadku nie jest współczesnym moralitetem na temat zagrożeń płynących z korzystania z sieci czy zła, jakie powoduje ludzka zawiść i ambicja. Implicytne, ukryte w między wierszami dialogach treści zostawiają odbiorcy wybór, co tak naprawdę jest tematem i głównym przekazem filmu.

Poniżej galeria filmowa : Jesse Eisenberg jako Mark Zuckerberg, Andrew Garfield jako Eduardo Saverin, Justin Timberlake jako Sean Parker.