Istnieje co najmniej jeden powód, dla którego artyści nie powinni nigdy niszczyć swoich szkiców – ich życie toczy się dalej, często niezależnie od intencji autora.
„Piekło” („L'enfer”) narodziło się ponownie, gdy Serge Bromberg, producent i specjalista restauracji starych filmów odnalazł w jednym z archiwów 185 pudełek z taśmami filmowymi filmu w reżyserii Henri-Georgesa Clouzota. Rozpoczęta w 1964 roku z wielkim rozmachem produkcja nie została nigdy ukończona. Chorobliwy wręcz perfekcjonizm francuskiego reżysera, konflikty na planie i wreszcie zawał serca zdiagnozowany u Clouzota stanęły na drodze dziełu, które miało zrewolucjonizować ówczesne kino i wyznaczyć nowe granice temu medium. Dzięki żmudnej, trwającej blisko 4 lata pracy Bromberga, udało się stworzyć dokument zawierający sceny z „Piekła”, zrekonstruowane przez współczesnych autorów nieistniejące sceny z ponad 300- stronicowego scenariusza oraz wywiady ze współpracownikami Clouzota, które nie tylko są namiastką niezrealizowanego dzieła, ale też próbą pochylenia się nad istotą procesu tworzenia.
W zamyśle reżysera film miał opowiadać o mężczyźnie obsesyjnie zazdrosnym o swoją młodą żonę ( w tej roli Romy Schneider). Jednak to nie treść, ale doznania wizualne miały pobudzać wyobraźnię widza. Dziejące się w czasie rzeczywistym sceny z filmu realizowano w technice biało-czarnej, natomiast obrazy widziane oczyma zazdrosnego mężczyzny były feerią surrealistycznych barw. Zafascynowany własną wizją Clouzot współpracował z artystami nurtu op-art, eksperymentując ze światłem, dźwiękiem i kolorem. Złudzenia optyczne, nakładające się obrazy miały sprawiać wrażenie nadnaturalnej synestezji, oddawać ducha narkotycznych wizji, jakie jest zdolny stworzyć ogarnięty obsesją umysł. W wielu momentach „Inferno” przypomina „Zawrót głowy” Hitchcocka, choć Clouzot, jak sam przyznawał, pozostawał w tym okresie pod ogromnym wpływem „Osiem i pół” Felliniego.
W efekcie powstaje szereg niezwykle sensualnych scen, które pozostawiają więcej pytań, głównie natury formalnej, niż odpowiedzi. Czy Clouzot rzeczywiście stracił kontrolę nad filmem? Czy dantejskie „Piekło”go przerosło, przeraziło? A może do końca nie był pewien treści i przesłania filmu, które kształtowało się intuicyjnie wraz z każdym szalenie dokładnie zaplanowanym kadrem? Szukanie odpowiedzi na te wątpliwości obarczone jest zbyt dużą swobodą interpretacyjną. I chociaż twórcy dokumentu próbują spojrzeć na nieukończone dzieło z kilku stron, to pytania raczej mnożą się niż znikają, a Clouzot – wyłaniający się jako niedostępny, drwiący i neurotyczny człowiek – coraz bardziej intryguje. I dlatego warto przeżyć „Inferno”: czasem luźne notatki w niespójnej całości mówią więcej niż starannie opracowany monolog.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz